TRZY LATA PÓŹNIEJ
- Halo! Mówi się!-Jacob pstryknął palcami przed moją twarzą, na co gwałtownie się wzdrygnęłam i popatrzyłam lekko nieprzytomnie na niego.- Chcesz coś do picia? Sok, poncz, wódkę, bo nadal jesteś za trzeźwa?
- Trochę soku- odparłam, wracając do rzeczywistości.- Albo przynieś całą wino, mam jutro wolne.
- O tak, to mi się podoba, kochanie!- zawołał głośno, wyrzucając do góry dłonie, w których trzymał opróżnione kieliszki.- Zaraz wracam z zamówieniem.
Podniósł się powoli z krzesła i oddalił od stolika w kierunku baru. Obserwowałam jego lekko niepewny krok, efekt sporej ilości wzniesionych toastów. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, gdy brunet zatrzymał się obok nieznanego mi wysokiego, szczupłego, łysego faceta w garniturze. W myślach oceniłam go szybko, przyznając mu 8,5 punktów na 10 w skali Jacoba, co oznaczało przyszły romans. Nawet nie musiałam patrzeć, by wiedzieć, że Jacob przywita się z nim, a potem zaprowadzi go do baru w celu bliższego zapoznania. Jest dosłownie niemożliwy, flirtuje z każdym przystojnym chłopakiem przez tą prawie bezczelną pewność siebie. Na szczęście, miałam teraz pewność, iż zajmie się teraz czymś innym niż alkoholem i rano jego kac pozwoli mu funkcjonować.
Rozejrzałam się dookoła. Przyjęcie weselne powoli zamieniało się w zbieraninę randek poszczególnych par, które tańczyły na parkiecie oświetlonym teraz jedynie przez choinkowe lampki. Zapadający ciepły wieczór wydobywał ostatnie promienie słońca na bladoróżowym niebie, które odbijało się na powierzchni jeziora. Krzesła przy okrągłych stołach były zajęte tylko w kilku miejscach, dzięki czemu obsługa mogła swobodnie wymienić białe talerze na czyste oraz pozapalać świeczki w małych latarenkach. Usłyszałam radosne okrzyki dobiegające z parkietu i obróciłam się, by zobaczyć, jak Liam, ubrany teraz z powodu gorąca już tylko w białą koszulę i spodnie od garnituru, wychyla na jednym ramieniu Anię do tyłu, a po chwili przyciąga ją do siebie w słodkim pocałunku.
-Gorzko!- krzyknęłam do nich z uśmiechem, na który mi odpowiedzieli, przytuleni do siebie w takt "Thinking Out Loud" Eda Sheerana.
Zapomniałam zapytać Eda, jakie to uczucie, kiedy jesteś na imprezie i dj puszcza twoją własną piosenkę. Niestety, nie mieliśmy okazji zbyt długo porozmawiać, bo piosenkarz wpadł tylko na ceremonię ślubu- w nocy wylatuje na drugą część trasy koncertowej po Europie. Zdążył jednak zaśpiewać tę samą piosenkę, która właśnie leci, dzięki czemu Ania i Liam mogli do niej zatańczyć swój pierwszy taniec, co było jej marzeniem. Pozwoliłam sobie jeszcze chwilę pozachwycać się ich widokiem jako oficjalnie "Pani i Pan Payne", potem postanowiłam przejść się na niewielkie molo nad jeziorem. Pomachałam po drodze Niallowi z Margeritte siedzących przytuleni przy swoim stoliku. Blondyn szeptał coś dziewczynie do ucha, a ta robiła się coraz bardziej czerwona na policzkach, co próbowała ukryć kosmykami włosów. Mijając stół z jedzeniem skusiłam się na nalanie sobie lampki wina, z którą ruszyłam nad jezioro. Mogłam cieszyć się spokojem, gdyż wesele było kameralne, zaproszeni zostali tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina, a ta prawie w całości opuściła przyjęcie godzinę temu, tłumacząc się zmęczeniem z powodu stref czasowych.
Usiadłszy na samym końcu molo, oparłam się plecami o drewnianą balustradę i opuściłam stopy nad powierzchnię spokojnej wody. Chłonęłam niezwykłą atmosferę mijającego dnia, podziwiając zachodzące słońce oraz błyszczące obok księżyca gwiazdy. Idealna sceneria dla zaślubin, organizatorka wesela wybrała naprawdę śliczne miejsce na uroczystość- plener nad jeziorem, gdzie można było rozstawić białe namioty przeznaczone na stoliki oraz miejsce do tańczenia, a na wypadek silnego deszczu mieliśmy schronienie na sali w pobliskim pensjonacie, w którym zarezerwowano nocleg dla gości. Upiłam trochę wina, gdy deski za mną zaskrzypiały pod czyimiś krokami.
- Można się dosiąść? Mam przekąski na ten piknik- Zayn stanął niespodziewanie obok mnie.- Piwo też mam, ale to już egoistycznie dla siebie.
- Jeżeli przyniosłeś te pyszne pralinki, to tak- odparłam, a on usiadł po drugiej stronie, zajmując taką samą pozycję jak ja.
- Niestety, zostały tylko małe, przeciętne kanapeczki dla śmiertelników- postawił talerzyk między nami i wziął jedną przekąskę.- Postanowiłaś uciec z imprezy? Jako główna i jedyna druhna powinnaś czuwać nad panną młodą.
- Już pan młody się nią zaopiekuje- parsknęłam śmiechem, wciąż zwrócona do niego bokiem.
Starałam się utworzyć stopami jakiś kształt na lustrze wody, jednak lampiony oświetlające molo dawały zbyt mało światła, by cokolwiek dobrze widzieć.
Zapadła krótka cisza, zmącona krzykami jakiś ptaków z okolicznego lasku.
- Dużo się pozmieniało, co? Kto by pomyślał.
Odezwał się po jakimś czasie Zayn. W końcu odwróciłam się do niego przodem, poprawiając dół mojej bladoróżowej sukienki. W słabym blasku widziałam podwinięte rękawy i rozpięty guzik kołnierza jego białej koszuli, zgięte nogi w ciemnych spodniach od garnituru. Jedną ręką podpierał się obok biodra, w drugiej trzymał swoją czerwoną muszkę. Patrzył na mnie, musnąłwszy spojrzeniem moją sukienkę z falbankami na dole oraz dekolt między wiązanymi na szyi ramiączkami.
- Jeszcze 4 lata temu nie wiedzieli o swoim istnieniu, a teraz są już małżeństwem i niedługo przyjdzie na świat ich pierwsze dziecko- przyłożył do ust butelkę z piwem i upił kilka łyków.- Totalne szaleństwo.
- Bardziej dziwiłabym się Niallowi z Margeritte, że są już razem ponad pół roku- odpowiedziałam, częstując się miniaturową kanapką.- Z ich zupełnie odmiennymi charakterami i poglądami prawie na każdy temat muszą naprawdę się kochać, skoro jeszcze się nie pozabijali.
- Cóż, za to Louis i Harry ciągle przeżywają swoje małe dramy. Mogliby dostarczyć więcej materiałów do kłótni niż małżeństwo z 50-letnim stażem.
- Teraz chyba jednam mają swój kolejny miesiąc miodowy- zauważyłam, rzucając spojrzenie na spacerujących nad brzegiem przytulonych chłopaków: wyższy z nich, z kręconymi włosami do ramion i beżowym garniturze obejmował w pasie niskiego bruneta w podwiniętych nad kostki spodniami oraz czarnymi, nieśmertelnymi Vansami.- Cieszę się, że mimo tej całej afery, którą narobiły gazety po rozwiązaniu zespołu, a potem ich ujawnieniu się trzymają się razem, nadal zachowując się jak zakochani pierwszy raz gówniarze.
- Szczęście zakochanych par- powiedział Zayn, unosząc swoje piwo, by stuknąć się nim z moim kieliszkiem w toaście.- Niech Walentynki trwają im cały rok i w ogóle- wymamrotał, pijąc z butelki.
W kolejnym milczeniu obserwowaliśmy, jak ostatni promień zniknął nad linią horyzontu, przez co nie widzieliśmy prawie nic, poza konturami swoich ciał oświetlanych przez lampiony. Zayn położył się nagle na molo, odsuwając pusty już talerzyk i swoje piwo.
- Patrz, spadająca gwiazda- powiedział, wskazując palcem jakieś gwiazdy na niebie.
- Gdzie?- położyłam się obok niego na ciasnym molo, przez co nasze ramiona stykały się w kilku miejscach.
- Tam, po prawo, zaraz zniknie.
Zdążyłam ujrzeć ostatni ułamek sekundy jej blasku, zanim zgasła bezpowrotnie.
- Łał, jak na jakiejś łzawej komedii romantycznej- parsknęłam śmiechem.- Chyba państwo młodzi mają błogosławieństwo wszechświata czy coś.
- Dobry pomysł, może napiszę o tym piosenkę, wiesz, coś w stylu: zbłąkane dusze wędrujące po świecie, które kosmos mimo wielu przeciwności w końcu połączy.
- Należy mi się jakiś procent od sprzedaży za inspirację, studia architektoniczne na londyńskim Uniwersytecie Artystycznym to studnia bez dna.
- Nie kłam, słyszałem o twoim stypendium dla najlepszego ucznia na roku. Całkiem niezły był ten projekt muzeum w Dallas.
- Niezły? Był w trójce najlepszych prac w konkursie międzykontynentalnym- odparłam lekko urażonym tonem.
- Wiesz, jak w dzieciństwie nazywaliśmy takich jak ty?- zapytał nagle Zayn, odwracając głowę i spoglądając na mnie z góry.
- Niech zgadnę... Geniusze? Cudowne dzieci? Mistrzowie sztuki?
- Uparte osły, które zmarnowałyby swój talent na jakiejś medycynie, gdyby ktoś mądrzejszy od nich nie wysłał ich prac tam, gdzie trzeba.
- Za co ten osioł musiał rzucić całe życie w Polsce i przenieść się w anglojęzyczną paszczę lwa bez żadnej gwarancji sukcesu, ale za to z zawiedzioną rodziną.
- Która jednak wybaczyła, a teraz wspiera w działaniach, a one, jak już wspomniałem, nigdy by nie zostały zrealizowanej przez upartego osła.
- Przecież już ci dziękowałam za wszystko- powiedziałam, zaciskając w zdenerwowaniu usta.- Na razie nie mam kasy, by postawić ci pomnik.
- Hej, spokojnie, tylko się z tobą droczę- zaśmiał się Zayn.- Poza tym, nie potrzebuję od ciebie żadnych pieniędzy czy pomnika, moja wytwórnia radzi sobie bardzo dobrze.
- Chwalipięta jak gęś kopnięta- wymamrotałam pod nosem.
- Słyszałem to!- zawołał, dźgając mnie natychmiast palcem pod żebra, na co pisnęłam.
- Przestań! Zniszczę sobie sukienkę!
- To kupię ci nową, ładniejszą. I z większym dekoltem.
- Co za tupet! Wiejski podrywacz!- udałam oburzenie i chciałam wstać, ale zostałam pociągnięta na dół. Zayn zaatakował mnie łaskotkami, przez co zaczęłam się wyrywać, śmiejąc się jak idiotka.
- Przestań...! Przestań!- piszczałam, gdy udawało mi się zaczerpnąć powietrza. Miałam już łzy w oczach. - Uduszę się!
- Najpierw odwołaj tę gęś! A potem wiejskiego podrywacza!
- Nigdy!
- Jak chcesz- powiedział i zaczął łaskotać mnie jeszcze bardziej.
- Chwila! Przerwa! Chcę coś powiedzieć!- zawołałam, podnosząc ręce w obronnym geście.
- Tak? Słucham- wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu, leżąc obok mnie i podpierając się na jednym ramieniu.- Co chcesz powiedzieć?
Popatrzyłam mu w oczy, zbliżając swoją twarz do niego. Przenosiłam wzrok od jego jednej tęczówki do drugiej, przygryzając mimowolnie dolną wargę.
- Dwa słowa- wyszeptałam cichutko.
Jakie?- odparł również szeptem, a jego głos był niewiarygodnie niski. Utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy.
- Głupia gęś.
- Ty mała...!- wykrzyknął, próbując mnie schwytać, jednak byłam szybsza.
Podniosłam się i zaczęłam uciekać w stronę brzegu, chichocząc jak mała dziewczynka. Już prawie stawałam stopami na trawie, gdy Zayn złapał mnie od tyłu w pasie, podnosząc do góry.
- Mam cię! Teraz mi nie uciekniesz!- zatryumfował radośnie.
- Puść- roześmiałam się, ale nie próbowałam się uwolnić. Jego dłonie mocno zaciskały się na moich biodrach.- Zepsujesz sukienkę.
- Już o tym rozmawialiśmy- odparł, przekładając mnie tak, by trzymał mnie jak pannę młodą.
- Będę krzyczeć- zagroziłam mu, próbując ukryć uśmiech i wyglądać poważnie.
- Spróbuj, wszyscy są zajęci sobą, a twój przyjaciel-gej i ochroniarz w jednym już na pewno znalazł zaciszne gniazdko w pensjonacie- podniósł jedną brew, patrząc na mnie zwycięskim spojrzeniem.
- Jak śmiesz...- zaczęłam, lecz Zayn nagle położył się na trawie, kładąc mnie zaraz obok siebie. Oplótł moje plecy i pas prawą ręką, gdy ja opierałam głowę na zagłębieniu jego szyi.
- Patrz, Wielki Wóz- powiedział, wskazując palcem na zbiór gwiazd na czarnym niebie.
- Od kiedy ty się znasz na gwiazdach, co?
- Od niedawna.
- Nic nie widzę- odparłam, przekrzywiając głowę na wszystkie strony. Wszystkie jasne punkciki wyglądały tak samo.- Jesteś pewien, że to ta strona nieba?
Nagle poczułam, jak szybkim gestem przesuwa mnie na siebie, tak, że leżę na jego klatce piersiowej, a nasze nosy praktycznie się ze sobą stykają.
- A ty jesteś pewna?- zapytał, jego głos znowu był cichy i niski.
Patrzyłam na jego tęczówki, które teraz były zupełnie ciemne przez słabe światło. Linia jego szczęki była ostra, pokryta jak zawsze dwudniowym zarostem. Miał lekko otwarte, zaróżowione usta. Czułam jego przyspieszony oddech i ciepłe dłonie, obejmujące mnie opiekuńczo w pasie. Machinalnym gestem odgarnęłam z jego czoła zabłąkane kosmyki przydługich włosów, przypominając sobie nagle wspólne dni ponad trzy lata temu. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się od kręgosłupa. W pewnym momencie widziałam już jego rzęsy i czułam jego oddech na mojej szyi, kiedy nagle odsunęłam się od niego, zanim nasze wargi się dotknęły.
- Nie jestem wystarczająco pijana i nierozsądna, żeby pakować się w to drugi raz, Zayn.
Podniosłam się na nogi, otrzepując z trawy sukienkę. Chłopak natychmiast stanął na przeciwko mnie. Chciał chwycić moją dłoń, ale mu ją delikatnie wyrwałam.
- Nie zamierzam cię w nic wpakowywać.
- Nie bawią mnie układy na jedną noc. Ani na same noce, przykro mi- powiedziałam, zamierzając odejść, ale zastąpił mi drogę. Widziałam czubki jego butów.
- Porozmawiajmy, proszę.
- Przecież rozmawiamy- powiedziałam, zmuszając się, by na niego popatrzeć. Miał lekko ściągnięte brwi.- Tak wygląda rozmowa.
- Porozmawiajmy o nas- powtórzył powoli i zaakcentował każdy wyraz.
- Jakich nas, nie ma żadnych nas, Zayn. Wyjaśniliśmy sobie wszystko trzy lata temu na bankiecie, pamiętasz?- ścisnęłam dłonie w pięści, czując rosnące zdenerwowanie.- Ustaliliśmy, że to już nic nie znaczy, w zgodzie każdy idzie w swoją stronę. Po co do tego wracać? Przecież jest dobrze: ja studiuję i realizuję swoje marzenia, ty nagrywasz piosenki, masz własne studio. Wszystko idzie zgodnie z planem- podkreśliłam ostatnie słowa, paznokcie wbijały mi się w dłonie.
- Jakim planem?
- Żebyśmy nie byli razem, żebyśmy mogli iść swoją drogą, żeby jedno drugiego nie ograniczało, żeby przestać o sobie pamiętać czy myśleć, nie wiem!- zawołałam nagle, sama wiedząc dlaczego.
Wypuściłam kilka razy szybko powietrze, próbując się uspokoić, chociaż przecież nawet nie pamiętałam, kiedy ze złości napłynęły mi łzy do oczu. Zayn nie ruszał się, czułam tylko na sobie jego czujne spojrzenie. Po chwili mogłam odchrząknąć i popatrzeć na niego ponownie.
- Nie pojawiaj się nagle w moim życiu, nie burz mi tego, co sobie ułożyłam i zbudowałam. Nie każ mi robić kroku w tył, tylko dlatego, że wydaje ci się, że znowu coś do mnie czujesz, okej?- zapytałam swoim na nowo opanowanym głosem.- Mi jest dobrze tak, jak jest. W rutynowej codzienności, dniach, kiedy wiem, co ma się dziać, bez nagłych porywów, bez zmartwień, czy ktoś mnie nadal kocha.
- Boisz się, rozumiem- odparł krótko.
Wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Zapalił jednego papierosa, a potem zaciągnął się dymem. Patrzyłam na żarzącą się końcówkę zbita z tropu.
- Ja też bym nie chciał znowu wpuszczać do mojego życia kogoś, kto tyle razy już spieprzył sprawę i zostawił po sobie bagno. Nikt by nie chciał- usiadł na balustradzie mola, schowawszy z powrotem paczkę i zapalniczkę.- Ale nie chcę ci niczego kazać, ani burzyć, chcę budować nowe rzeczy z tobą. Chcę przestać żałować rzeczy o drugiej nad ranem albo wyobrażać sobie ciężaru twojej dłoni w mojej. Próbuję przez to powiedzieć, że nie wiem, czy to ta pieprzona miłość życia czy przywiązanie, ale po prostu nie mogę bez ciebie żyć. Nie chcę bez ciebie żyć.
Parsknęłam, lecz nie był to śmiech ani kpina, coś między niedowierzaniem a strachem. Podeszłam nad brzeg jeziora i zaczęłam powoli brodzić w wodzie po kostki. Ciche odgłosy weselnego przyjęcia dobiegające z tyłu wydawały mi się irracjonalne. Nie mogłam się skupić na żadnej konkretnej myśli, gdyż nie było ani jednej. Czułam tylko ciężką plątaninę emocji gdzieś w brzuchu.
- I co mam teraz zrobić?- zapytałam po najdłuższej ciszy, jaka dotąd zapadła.
- Wyjdź z wody, bo się przeziębisz- odparł, zapalając drugiego papierosa.
- A potem?
- Nie wiem, wróć na przyjęcie, idź do pensjonatu albo zostań ze mną.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Zayn- powiedziałam, wdrapując się na balustradę obok niego. Zdjęłam jeden z lampionów i opuściłam go na taflę wody, by móc wygonie usiąść.- To wszystko ładnie brzmi, ale to nie działa, sam wiesz.
- Odprowadzę cię na przyjęcie i nigdy nie wrócimy do tego, tak chcesz?- zapytał, patrząc na mnie z boku. Zdążył wyrzucić wypalonego papierosa do jeziora, za co miałam ochotę zdzielić go po głowie.
- Tak będzie dobrze.
- Okej.
- Okej.
Znowu zapadła cisza. Muzyka przestała grać, więc zapewne przyjęcie nieubłaganie dobiegło końca. Straciłam poczucie czasu, nie miałam pojęcia, jak długo byliśmy z Zaynem nad tym jeziorem. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w delikatny, a potem nasilający się z każdą chwilą rechot żab. Pomyślałam, że muszę dodać do mojego projektu na zajęcia jakiś staw, najlepiej otoczony drzewami, tak jak tutaj.
- Nie jest ci zimno?
- Nie- odparłam, chociaż palce dłoni zdążyły mi już skostnieć.
- Kłamiesz- odparł.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Uparty osioł.
- Głupia gęś.
Znowu zapadła cisza, kiedy Zayn zdjął swoją koszulę i zarzucił mi na ramiona. Owiał mnie głęboki, ciężki, znany mi zapach perfum. Próbowałam kiedyś odszukać je w sklepie, ale musiał je kupować w jakimś specjalnym sklepie, skoro nie zdołałam ich znaleźć.
- Będziesz chory.
- Pieprzyć to.
Pogładziłam palcami materiał koszuli. Była ciepła od jego ciała, jednak szybko zrobiła się chłodna w kontakcie z moją skórą.
Wieczór zamienił się w noc, tak samo piękną jak zmierzch, słychać było nasze oddechy. Przygryzłam wnętrze prawego policzka, zastanawiając się.
- Pieprzyć to?- zapytałam.
- Jasne- odparł z przekonaniem, zupełnie jakby moje pytanie miało jakikolwiek sens.- Ale nie spieprzyć.
- Zayn...
- Hmm...?- odwrócił się w moją stronę.
Było już bardzo ciemno, mogliśmy widzieć jedynie błysk swoich oczu i czubki nosów.
Siedziałam blisko niego, wystarczyło wsunąć lewą dłoń w jego włosy, prawą przytrzymać na linii jego ramienia, podczas gdy wystarczyło, by on przesunął mnie na swoje kolana, a nasze oddechy ogrzewały nawzajem nasze skóry podczas pocałunku.
Wystarczyło.
- Wiesz, odbite niebo w twoich oczach to moja ulubiona strona nieba.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak oto dotarliśmy (po roku, ale mówią przecież, że lepiej później niż wcale) do końca tego opowiadania, woah!
Dziękuję wszystkim, którzy czytali i komentowali, za Waszą cierpliwość i słowa, które ciągle wywołują szeroki uśmiech na mojej twarzy. Wasze słowa są dla mnie niezwykle ważne, motywują mnie do działania i powodują, że w złych chwilach mogę do nich wrócić z myślą: "Hej, może nie jestem aż tak beznadziejna?" Dziękuję! <3
Dziękuję również Oldze, tak, Tobie, bo bez Ciebie to nigdy by nie powstało albo skończyło się gdzieś na 2. rozdziale, ale potrafiłaś przebrnąć przez moją pisaninę i nawet twierdzić, że jest okej :D Dzięki! <3
Chciałabym również poprosić o to, by każdy, kto kiedykolwiek przeczyta tę historię teraz lub w 2064 roku, zostawił po sobie komentarz, jakiejkolwiek treści. To będzie wspaniała pamiątka :)
- Trochę soku- odparłam, wracając do rzeczywistości.- Albo przynieś całą wino, mam jutro wolne.
- O tak, to mi się podoba, kochanie!- zawołał głośno, wyrzucając do góry dłonie, w których trzymał opróżnione kieliszki.- Zaraz wracam z zamówieniem.
Podniósł się powoli z krzesła i oddalił od stolika w kierunku baru. Obserwowałam jego lekko niepewny krok, efekt sporej ilości wzniesionych toastów. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, gdy brunet zatrzymał się obok nieznanego mi wysokiego, szczupłego, łysego faceta w garniturze. W myślach oceniłam go szybko, przyznając mu 8,5 punktów na 10 w skali Jacoba, co oznaczało przyszły romans. Nawet nie musiałam patrzeć, by wiedzieć, że Jacob przywita się z nim, a potem zaprowadzi go do baru w celu bliższego zapoznania. Jest dosłownie niemożliwy, flirtuje z każdym przystojnym chłopakiem przez tą prawie bezczelną pewność siebie. Na szczęście, miałam teraz pewność, iż zajmie się teraz czymś innym niż alkoholem i rano jego kac pozwoli mu funkcjonować.
Rozejrzałam się dookoła. Przyjęcie weselne powoli zamieniało się w zbieraninę randek poszczególnych par, które tańczyły na parkiecie oświetlonym teraz jedynie przez choinkowe lampki. Zapadający ciepły wieczór wydobywał ostatnie promienie słońca na bladoróżowym niebie, które odbijało się na powierzchni jeziora. Krzesła przy okrągłych stołach były zajęte tylko w kilku miejscach, dzięki czemu obsługa mogła swobodnie wymienić białe talerze na czyste oraz pozapalać świeczki w małych latarenkach. Usłyszałam radosne okrzyki dobiegające z parkietu i obróciłam się, by zobaczyć, jak Liam, ubrany teraz z powodu gorąca już tylko w białą koszulę i spodnie od garnituru, wychyla na jednym ramieniu Anię do tyłu, a po chwili przyciąga ją do siebie w słodkim pocałunku.
-Gorzko!- krzyknęłam do nich z uśmiechem, na który mi odpowiedzieli, przytuleni do siebie w takt "Thinking Out Loud" Eda Sheerana.
Zapomniałam zapytać Eda, jakie to uczucie, kiedy jesteś na imprezie i dj puszcza twoją własną piosenkę. Niestety, nie mieliśmy okazji zbyt długo porozmawiać, bo piosenkarz wpadł tylko na ceremonię ślubu- w nocy wylatuje na drugą część trasy koncertowej po Europie. Zdążył jednak zaśpiewać tę samą piosenkę, która właśnie leci, dzięki czemu Ania i Liam mogli do niej zatańczyć swój pierwszy taniec, co było jej marzeniem. Pozwoliłam sobie jeszcze chwilę pozachwycać się ich widokiem jako oficjalnie "Pani i Pan Payne", potem postanowiłam przejść się na niewielkie molo nad jeziorem. Pomachałam po drodze Niallowi z Margeritte siedzących przytuleni przy swoim stoliku. Blondyn szeptał coś dziewczynie do ucha, a ta robiła się coraz bardziej czerwona na policzkach, co próbowała ukryć kosmykami włosów. Mijając stół z jedzeniem skusiłam się na nalanie sobie lampki wina, z którą ruszyłam nad jezioro. Mogłam cieszyć się spokojem, gdyż wesele było kameralne, zaproszeni zostali tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina, a ta prawie w całości opuściła przyjęcie godzinę temu, tłumacząc się zmęczeniem z powodu stref czasowych.
Usiadłszy na samym końcu molo, oparłam się plecami o drewnianą balustradę i opuściłam stopy nad powierzchnię spokojnej wody. Chłonęłam niezwykłą atmosferę mijającego dnia, podziwiając zachodzące słońce oraz błyszczące obok księżyca gwiazdy. Idealna sceneria dla zaślubin, organizatorka wesela wybrała naprawdę śliczne miejsce na uroczystość- plener nad jeziorem, gdzie można było rozstawić białe namioty przeznaczone na stoliki oraz miejsce do tańczenia, a na wypadek silnego deszczu mieliśmy schronienie na sali w pobliskim pensjonacie, w którym zarezerwowano nocleg dla gości. Upiłam trochę wina, gdy deski za mną zaskrzypiały pod czyimiś krokami.
- Można się dosiąść? Mam przekąski na ten piknik- Zayn stanął niespodziewanie obok mnie.- Piwo też mam, ale to już egoistycznie dla siebie.
- Jeżeli przyniosłeś te pyszne pralinki, to tak- odparłam, a on usiadł po drugiej stronie, zajmując taką samą pozycję jak ja.
- Niestety, zostały tylko małe, przeciętne kanapeczki dla śmiertelników- postawił talerzyk między nami i wziął jedną przekąskę.- Postanowiłaś uciec z imprezy? Jako główna i jedyna druhna powinnaś czuwać nad panną młodą.
- Już pan młody się nią zaopiekuje- parsknęłam śmiechem, wciąż zwrócona do niego bokiem.
Starałam się utworzyć stopami jakiś kształt na lustrze wody, jednak lampiony oświetlające molo dawały zbyt mało światła, by cokolwiek dobrze widzieć.
Zapadła krótka cisza, zmącona krzykami jakiś ptaków z okolicznego lasku.
- Dużo się pozmieniało, co? Kto by pomyślał.
Odezwał się po jakimś czasie Zayn. W końcu odwróciłam się do niego przodem, poprawiając dół mojej bladoróżowej sukienki. W słabym blasku widziałam podwinięte rękawy i rozpięty guzik kołnierza jego białej koszuli, zgięte nogi w ciemnych spodniach od garnituru. Jedną ręką podpierał się obok biodra, w drugiej trzymał swoją czerwoną muszkę. Patrzył na mnie, musnąłwszy spojrzeniem moją sukienkę z falbankami na dole oraz dekolt między wiązanymi na szyi ramiączkami.
- Jeszcze 4 lata temu nie wiedzieli o swoim istnieniu, a teraz są już małżeństwem i niedługo przyjdzie na świat ich pierwsze dziecko- przyłożył do ust butelkę z piwem i upił kilka łyków.- Totalne szaleństwo.
- Bardziej dziwiłabym się Niallowi z Margeritte, że są już razem ponad pół roku- odpowiedziałam, częstując się miniaturową kanapką.- Z ich zupełnie odmiennymi charakterami i poglądami prawie na każdy temat muszą naprawdę się kochać, skoro jeszcze się nie pozabijali.
- Cóż, za to Louis i Harry ciągle przeżywają swoje małe dramy. Mogliby dostarczyć więcej materiałów do kłótni niż małżeństwo z 50-letnim stażem.
- Teraz chyba jednam mają swój kolejny miesiąc miodowy- zauważyłam, rzucając spojrzenie na spacerujących nad brzegiem przytulonych chłopaków: wyższy z nich, z kręconymi włosami do ramion i beżowym garniturze obejmował w pasie niskiego bruneta w podwiniętych nad kostki spodniami oraz czarnymi, nieśmertelnymi Vansami.- Cieszę się, że mimo tej całej afery, którą narobiły gazety po rozwiązaniu zespołu, a potem ich ujawnieniu się trzymają się razem, nadal zachowując się jak zakochani pierwszy raz gówniarze.
- Szczęście zakochanych par- powiedział Zayn, unosząc swoje piwo, by stuknąć się nim z moim kieliszkiem w toaście.- Niech Walentynki trwają im cały rok i w ogóle- wymamrotał, pijąc z butelki.
W kolejnym milczeniu obserwowaliśmy, jak ostatni promień zniknął nad linią horyzontu, przez co nie widzieliśmy prawie nic, poza konturami swoich ciał oświetlanych przez lampiony. Zayn położył się nagle na molo, odsuwając pusty już talerzyk i swoje piwo.
- Patrz, spadająca gwiazda- powiedział, wskazując palcem jakieś gwiazdy na niebie.
- Gdzie?- położyłam się obok niego na ciasnym molo, przez co nasze ramiona stykały się w kilku miejscach.
- Tam, po prawo, zaraz zniknie.
Zdążyłam ujrzeć ostatni ułamek sekundy jej blasku, zanim zgasła bezpowrotnie.
- Łał, jak na jakiejś łzawej komedii romantycznej- parsknęłam śmiechem.- Chyba państwo młodzi mają błogosławieństwo wszechświata czy coś.
- Dobry pomysł, może napiszę o tym piosenkę, wiesz, coś w stylu: zbłąkane dusze wędrujące po świecie, które kosmos mimo wielu przeciwności w końcu połączy.
- Należy mi się jakiś procent od sprzedaży za inspirację, studia architektoniczne na londyńskim Uniwersytecie Artystycznym to studnia bez dna.
- Nie kłam, słyszałem o twoim stypendium dla najlepszego ucznia na roku. Całkiem niezły był ten projekt muzeum w Dallas.
- Niezły? Był w trójce najlepszych prac w konkursie międzykontynentalnym- odparłam lekko urażonym tonem.
- Wiesz, jak w dzieciństwie nazywaliśmy takich jak ty?- zapytał nagle Zayn, odwracając głowę i spoglądając na mnie z góry.
- Niech zgadnę... Geniusze? Cudowne dzieci? Mistrzowie sztuki?
- Uparte osły, które zmarnowałyby swój talent na jakiejś medycynie, gdyby ktoś mądrzejszy od nich nie wysłał ich prac tam, gdzie trzeba.
- Za co ten osioł musiał rzucić całe życie w Polsce i przenieść się w anglojęzyczną paszczę lwa bez żadnej gwarancji sukcesu, ale za to z zawiedzioną rodziną.
- Która jednak wybaczyła, a teraz wspiera w działaniach, a one, jak już wspomniałem, nigdy by nie zostały zrealizowanej przez upartego osła.
- Przecież już ci dziękowałam za wszystko- powiedziałam, zaciskając w zdenerwowaniu usta.- Na razie nie mam kasy, by postawić ci pomnik.
- Hej, spokojnie, tylko się z tobą droczę- zaśmiał się Zayn.- Poza tym, nie potrzebuję od ciebie żadnych pieniędzy czy pomnika, moja wytwórnia radzi sobie bardzo dobrze.
- Chwalipięta jak gęś kopnięta- wymamrotałam pod nosem.
- Słyszałem to!- zawołał, dźgając mnie natychmiast palcem pod żebra, na co pisnęłam.
- Przestań! Zniszczę sobie sukienkę!
- To kupię ci nową, ładniejszą. I z większym dekoltem.
- Co za tupet! Wiejski podrywacz!- udałam oburzenie i chciałam wstać, ale zostałam pociągnięta na dół. Zayn zaatakował mnie łaskotkami, przez co zaczęłam się wyrywać, śmiejąc się jak idiotka.
- Przestań...! Przestań!- piszczałam, gdy udawało mi się zaczerpnąć powietrza. Miałam już łzy w oczach. - Uduszę się!
- Najpierw odwołaj tę gęś! A potem wiejskiego podrywacza!
- Nigdy!
- Jak chcesz- powiedział i zaczął łaskotać mnie jeszcze bardziej.
- Chwila! Przerwa! Chcę coś powiedzieć!- zawołałam, podnosząc ręce w obronnym geście.
- Tak? Słucham- wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu, leżąc obok mnie i podpierając się na jednym ramieniu.- Co chcesz powiedzieć?
Popatrzyłam mu w oczy, zbliżając swoją twarz do niego. Przenosiłam wzrok od jego jednej tęczówki do drugiej, przygryzając mimowolnie dolną wargę.
- Dwa słowa- wyszeptałam cichutko.
Jakie?- odparł również szeptem, a jego głos był niewiarygodnie niski. Utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy.
- Głupia gęś.
- Ty mała...!- wykrzyknął, próbując mnie schwytać, jednak byłam szybsza.
Podniosłam się i zaczęłam uciekać w stronę brzegu, chichocząc jak mała dziewczynka. Już prawie stawałam stopami na trawie, gdy Zayn złapał mnie od tyłu w pasie, podnosząc do góry.
- Mam cię! Teraz mi nie uciekniesz!- zatryumfował radośnie.
- Puść- roześmiałam się, ale nie próbowałam się uwolnić. Jego dłonie mocno zaciskały się na moich biodrach.- Zepsujesz sukienkę.
- Już o tym rozmawialiśmy- odparł, przekładając mnie tak, by trzymał mnie jak pannę młodą.
- Będę krzyczeć- zagroziłam mu, próbując ukryć uśmiech i wyglądać poważnie.
- Spróbuj, wszyscy są zajęci sobą, a twój przyjaciel-gej i ochroniarz w jednym już na pewno znalazł zaciszne gniazdko w pensjonacie- podniósł jedną brew, patrząc na mnie zwycięskim spojrzeniem.
- Jak śmiesz...- zaczęłam, lecz Zayn nagle położył się na trawie, kładąc mnie zaraz obok siebie. Oplótł moje plecy i pas prawą ręką, gdy ja opierałam głowę na zagłębieniu jego szyi.
- Patrz, Wielki Wóz- powiedział, wskazując palcem na zbiór gwiazd na czarnym niebie.
- Od kiedy ty się znasz na gwiazdach, co?
- Od niedawna.
- Nic nie widzę- odparłam, przekrzywiając głowę na wszystkie strony. Wszystkie jasne punkciki wyglądały tak samo.- Jesteś pewien, że to ta strona nieba?
Nagle poczułam, jak szybkim gestem przesuwa mnie na siebie, tak, że leżę na jego klatce piersiowej, a nasze nosy praktycznie się ze sobą stykają.
- A ty jesteś pewna?- zapytał, jego głos znowu był cichy i niski.
Patrzyłam na jego tęczówki, które teraz były zupełnie ciemne przez słabe światło. Linia jego szczęki była ostra, pokryta jak zawsze dwudniowym zarostem. Miał lekko otwarte, zaróżowione usta. Czułam jego przyspieszony oddech i ciepłe dłonie, obejmujące mnie opiekuńczo w pasie. Machinalnym gestem odgarnęłam z jego czoła zabłąkane kosmyki przydługich włosów, przypominając sobie nagle wspólne dni ponad trzy lata temu. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się od kręgosłupa. W pewnym momencie widziałam już jego rzęsy i czułam jego oddech na mojej szyi, kiedy nagle odsunęłam się od niego, zanim nasze wargi się dotknęły.
- Nie jestem wystarczająco pijana i nierozsądna, żeby pakować się w to drugi raz, Zayn.
Podniosłam się na nogi, otrzepując z trawy sukienkę. Chłopak natychmiast stanął na przeciwko mnie. Chciał chwycić moją dłoń, ale mu ją delikatnie wyrwałam.
- Nie zamierzam cię w nic wpakowywać.
- Nie bawią mnie układy na jedną noc. Ani na same noce, przykro mi- powiedziałam, zamierzając odejść, ale zastąpił mi drogę. Widziałam czubki jego butów.
- Porozmawiajmy, proszę.
- Przecież rozmawiamy- powiedziałam, zmuszając się, by na niego popatrzeć. Miał lekko ściągnięte brwi.- Tak wygląda rozmowa.
- Porozmawiajmy o nas- powtórzył powoli i zaakcentował każdy wyraz.
- Jakich nas, nie ma żadnych nas, Zayn. Wyjaśniliśmy sobie wszystko trzy lata temu na bankiecie, pamiętasz?- ścisnęłam dłonie w pięści, czując rosnące zdenerwowanie.- Ustaliliśmy, że to już nic nie znaczy, w zgodzie każdy idzie w swoją stronę. Po co do tego wracać? Przecież jest dobrze: ja studiuję i realizuję swoje marzenia, ty nagrywasz piosenki, masz własne studio. Wszystko idzie zgodnie z planem- podkreśliłam ostatnie słowa, paznokcie wbijały mi się w dłonie.
- Jakim planem?
- Żebyśmy nie byli razem, żebyśmy mogli iść swoją drogą, żeby jedno drugiego nie ograniczało, żeby przestać o sobie pamiętać czy myśleć, nie wiem!- zawołałam nagle, sama wiedząc dlaczego.
Wypuściłam kilka razy szybko powietrze, próbując się uspokoić, chociaż przecież nawet nie pamiętałam, kiedy ze złości napłynęły mi łzy do oczu. Zayn nie ruszał się, czułam tylko na sobie jego czujne spojrzenie. Po chwili mogłam odchrząknąć i popatrzeć na niego ponownie.
- Nie pojawiaj się nagle w moim życiu, nie burz mi tego, co sobie ułożyłam i zbudowałam. Nie każ mi robić kroku w tył, tylko dlatego, że wydaje ci się, że znowu coś do mnie czujesz, okej?- zapytałam swoim na nowo opanowanym głosem.- Mi jest dobrze tak, jak jest. W rutynowej codzienności, dniach, kiedy wiem, co ma się dziać, bez nagłych porywów, bez zmartwień, czy ktoś mnie nadal kocha.
- Boisz się, rozumiem- odparł krótko.
Wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Zapalił jednego papierosa, a potem zaciągnął się dymem. Patrzyłam na żarzącą się końcówkę zbita z tropu.
- Ja też bym nie chciał znowu wpuszczać do mojego życia kogoś, kto tyle razy już spieprzył sprawę i zostawił po sobie bagno. Nikt by nie chciał- usiadł na balustradzie mola, schowawszy z powrotem paczkę i zapalniczkę.- Ale nie chcę ci niczego kazać, ani burzyć, chcę budować nowe rzeczy z tobą. Chcę przestać żałować rzeczy o drugiej nad ranem albo wyobrażać sobie ciężaru twojej dłoni w mojej. Próbuję przez to powiedzieć, że nie wiem, czy to ta pieprzona miłość życia czy przywiązanie, ale po prostu nie mogę bez ciebie żyć. Nie chcę bez ciebie żyć.
Parsknęłam, lecz nie był to śmiech ani kpina, coś między niedowierzaniem a strachem. Podeszłam nad brzeg jeziora i zaczęłam powoli brodzić w wodzie po kostki. Ciche odgłosy weselnego przyjęcia dobiegające z tyłu wydawały mi się irracjonalne. Nie mogłam się skupić na żadnej konkretnej myśli, gdyż nie było ani jednej. Czułam tylko ciężką plątaninę emocji gdzieś w brzuchu.
- I co mam teraz zrobić?- zapytałam po najdłuższej ciszy, jaka dotąd zapadła.
- Wyjdź z wody, bo się przeziębisz- odparł, zapalając drugiego papierosa.
- A potem?
- Nie wiem, wróć na przyjęcie, idź do pensjonatu albo zostań ze mną.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Zayn- powiedziałam, wdrapując się na balustradę obok niego. Zdjęłam jeden z lampionów i opuściłam go na taflę wody, by móc wygonie usiąść.- To wszystko ładnie brzmi, ale to nie działa, sam wiesz.
- Odprowadzę cię na przyjęcie i nigdy nie wrócimy do tego, tak chcesz?- zapytał, patrząc na mnie z boku. Zdążył wyrzucić wypalonego papierosa do jeziora, za co miałam ochotę zdzielić go po głowie.
- Tak będzie dobrze.
- Okej.
- Okej.
Znowu zapadła cisza. Muzyka przestała grać, więc zapewne przyjęcie nieubłaganie dobiegło końca. Straciłam poczucie czasu, nie miałam pojęcia, jak długo byliśmy z Zaynem nad tym jeziorem. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w delikatny, a potem nasilający się z każdą chwilą rechot żab. Pomyślałam, że muszę dodać do mojego projektu na zajęcia jakiś staw, najlepiej otoczony drzewami, tak jak tutaj.
- Nie jest ci zimno?
- Nie- odparłam, chociaż palce dłoni zdążyły mi już skostnieć.
- Kłamiesz- odparł.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Uparty osioł.
- Głupia gęś.
Znowu zapadła cisza, kiedy Zayn zdjął swoją koszulę i zarzucił mi na ramiona. Owiał mnie głęboki, ciężki, znany mi zapach perfum. Próbowałam kiedyś odszukać je w sklepie, ale musiał je kupować w jakimś specjalnym sklepie, skoro nie zdołałam ich znaleźć.
- Będziesz chory.
- Pieprzyć to.
Pogładziłam palcami materiał koszuli. Była ciepła od jego ciała, jednak szybko zrobiła się chłodna w kontakcie z moją skórą.
Wieczór zamienił się w noc, tak samo piękną jak zmierzch, słychać było nasze oddechy. Przygryzłam wnętrze prawego policzka, zastanawiając się.
- Pieprzyć to?- zapytałam.
- Jasne- odparł z przekonaniem, zupełnie jakby moje pytanie miało jakikolwiek sens.- Ale nie spieprzyć.
- Zayn...
- Hmm...?- odwrócił się w moją stronę.
Było już bardzo ciemno, mogliśmy widzieć jedynie błysk swoich oczu i czubki nosów.
Siedziałam blisko niego, wystarczyło wsunąć lewą dłoń w jego włosy, prawą przytrzymać na linii jego ramienia, podczas gdy wystarczyło, by on przesunął mnie na swoje kolana, a nasze oddechy ogrzewały nawzajem nasze skóry podczas pocałunku.
Wystarczyło.
- Wiesz, odbite niebo w twoich oczach to moja ulubiona strona nieba.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak oto dotarliśmy (
Dziękuję wszystkim, którzy czytali i komentowali, za Waszą cierpliwość i słowa, które ciągle wywołują szeroki uśmiech na mojej twarzy. Wasze słowa są dla mnie niezwykle ważne, motywują mnie do działania i powodują, że w złych chwilach mogę do nich wrócić z myślą: "Hej, może nie jestem aż tak beznadziejna?" Dziękuję! <3
Dziękuję również Oldze, tak, Tobie, bo bez Ciebie to nigdy by nie powstało albo skończyło się gdzieś na 2. rozdziale, ale potrafiłaś przebrnąć przez moją pisaninę i nawet twierdzić, że jest okej :D Dzięki! <3
Chciałabym również poprosić o to, by każdy, kto kiedykolwiek przeczyta tę historię teraz lub w 2064 roku, zostawił po sobie komentarz, jakiejkolwiek treści. To będzie wspaniała pamiątka :)