czwartek, 25 lutego 2016

Epilog

TRZY LATA PÓŹNIEJ

- Halo! Mówi się!-Jacob pstryknął palcami przed moją twarzą, na co gwałtownie się wzdrygnęłam i popatrzyłam lekko nieprzytomnie na niego.- Chcesz coś do picia? Sok, poncz, wódkę, bo nadal jesteś za trzeźwa?
- Trochę soku- odparłam, wracając do rzeczywistości.- Albo przynieś całą wino, mam jutro wolne.
- O tak, to mi się podoba, kochanie!- zawołał głośno, wyrzucając do góry dłonie, w których trzymał opróżnione kieliszki.- Zaraz wracam z zamówieniem.
  Podniósł się powoli z krzesła i oddalił od stolika w kierunku baru. Obserwowałam jego lekko niepewny krok, efekt sporej ilości wzniesionych toastów. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, gdy brunet zatrzymał się obok nieznanego mi wysokiego, szczupłego, łysego faceta w garniturze. W myślach oceniłam go szybko, przyznając mu 8,5 punktów na 10 w skali Jacoba, co oznaczało przyszły romans. Nawet nie musiałam patrzeć, by wiedzieć, że Jacob przywita się z nim, a potem zaprowadzi go do baru w celu bliższego zapoznania. Jest dosłownie niemożliwy, flirtuje z każdym przystojnym chłopakiem przez tą prawie bezczelną pewność siebie. Na szczęście, miałam teraz pewność, iż zajmie się teraz czymś innym niż alkoholem i rano jego kac pozwoli mu funkcjonować.
   Rozejrzałam się dookoła. Przyjęcie weselne powoli zamieniało się w zbieraninę randek poszczególnych par, które tańczyły na parkiecie oświetlonym teraz jedynie przez choinkowe lampki. Zapadający ciepły wieczór wydobywał ostatnie promienie słońca na bladoróżowym niebie, które odbijało się na powierzchni jeziora. Krzesła przy okrągłych stołach były zajęte tylko w kilku miejscach, dzięki czemu obsługa mogła swobodnie wymienić białe talerze na czyste oraz pozapalać świeczki w małych latarenkach. Usłyszałam radosne okrzyki dobiegające z parkietu i obróciłam się, by zobaczyć, jak Liam, ubrany teraz z powodu gorąca już tylko w białą koszulę i spodnie od garnituru, wychyla na jednym ramieniu Anię do tyłu, a po chwili przyciąga ją do siebie w słodkim pocałunku.
-Gorzko!- krzyknęłam do nich z uśmiechem, na który mi odpowiedzieli, przytuleni do siebie w takt "Thinking Out Loud" Eda Sheerana.
   Zapomniałam zapytać Eda, jakie to uczucie, kiedy jesteś na imprezie i dj puszcza twoją własną piosenkę. Niestety, nie mieliśmy okazji zbyt długo porozmawiać, bo piosenkarz wpadł tylko na ceremonię ślubu- w nocy wylatuje na drugą część trasy koncertowej po Europie. Zdążył jednak zaśpiewać tę samą piosenkę, która właśnie leci, dzięki czemu Ania i Liam mogli do niej zatańczyć swój pierwszy taniec, co było jej marzeniem. Pozwoliłam sobie jeszcze chwilę pozachwycać się ich widokiem jako oficjalnie "Pani i Pan Payne", potem postanowiłam przejść się na niewielkie molo nad jeziorem. Pomachałam po drodze Niallowi z Margeritte siedzących przytuleni przy swoim stoliku. Blondyn szeptał coś dziewczynie do ucha, a ta robiła się coraz bardziej czerwona na policzkach, co próbowała ukryć kosmykami włosów. Mijając stół z jedzeniem skusiłam się na nalanie sobie lampki wina, z którą ruszyłam nad jezioro. Mogłam cieszyć się spokojem, gdyż wesele było kameralne, zaproszeni zostali tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina, a ta prawie w całości opuściła przyjęcie godzinę temu, tłumacząc się zmęczeniem z powodu stref czasowych.
   Usiadłszy na samym końcu molo, oparłam się plecami o drewnianą balustradę i opuściłam stopy nad powierzchnię spokojnej wody. Chłonęłam niezwykłą atmosferę mijającego dnia, podziwiając zachodzące słońce oraz błyszczące obok księżyca gwiazdy. Idealna sceneria dla zaślubin, organizatorka wesela wybrała naprawdę śliczne miejsce na uroczystość- plener nad jeziorem, gdzie można było rozstawić białe namioty przeznaczone na stoliki oraz miejsce do tańczenia, a na wypadek silnego deszczu mieliśmy schronienie na sali w pobliskim pensjonacie, w którym zarezerwowano nocleg dla gości. Upiłam trochę wina, gdy deski za mną zaskrzypiały pod czyimiś krokami.
- Można się dosiąść? Mam przekąski na ten piknik- Zayn stanął niespodziewanie obok mnie.- Piwo też mam, ale to już egoistycznie dla siebie.
- Jeżeli przyniosłeś te pyszne pralinki, to tak- odparłam, a on usiadł po drugiej stronie, zajmując taką samą pozycję jak ja.
- Niestety, zostały tylko małe, przeciętne kanapeczki dla śmiertelników- postawił talerzyk między nami i wziął jedną przekąskę.- Postanowiłaś uciec z imprezy? Jako główna i jedyna druhna powinnaś czuwać nad panną młodą.
- Już pan młody się nią zaopiekuje- parsknęłam śmiechem, wciąż zwrócona do niego bokiem.
   Starałam się utworzyć stopami jakiś kształt na lustrze wody, jednak lampiony oświetlające molo dawały zbyt mało światła, by cokolwiek dobrze widzieć.
   Zapadła krótka cisza, zmącona krzykami jakiś ptaków z okolicznego lasku.
- Dużo się pozmieniało, co? Kto by pomyślał.
  Odezwał się po jakimś czasie Zayn. W końcu odwróciłam się do niego przodem, poprawiając dół mojej bladoróżowej sukienki. W słabym blasku widziałam podwinięte rękawy i rozpięty guzik kołnierza jego białej koszuli, zgięte nogi w ciemnych spodniach od garnituru. Jedną ręką podpierał się obok biodra, w drugiej trzymał swoją czerwoną muszkę. Patrzył na mnie, musnąłwszy spojrzeniem moją sukienkę z falbankami na dole oraz dekolt między wiązanymi na szyi ramiączkami.
- Jeszcze 4 lata temu nie wiedzieli o swoim istnieniu, a teraz są już małżeństwem i niedługo przyjdzie na świat ich pierwsze dziecko- przyłożył do ust butelkę z piwem i upił kilka łyków.- Totalne szaleństwo.
- Bardziej dziwiłabym się Niallowi z Margeritte, że są już razem ponad pół roku- odpowiedziałam, częstując się miniaturową kanapką.- Z ich zupełnie odmiennymi charakterami i poglądami prawie   na każdy temat muszą naprawdę się kochać, skoro jeszcze się nie pozabijali.
- Cóż, za to Louis i Harry ciągle przeżywają swoje małe dramy. Mogliby dostarczyć więcej materiałów do kłótni niż małżeństwo z 50-letnim stażem.
- Teraz chyba jednam mają swój kolejny miesiąc miodowy- zauważyłam, rzucając spojrzenie na spacerujących nad brzegiem przytulonych chłopaków: wyższy z nich, z kręconymi włosami do ramion i beżowym garniturze obejmował w pasie niskiego bruneta w podwiniętych nad kostki spodniami oraz czarnymi, nieśmertelnymi Vansami.- Cieszę się, że mimo tej całej afery, którą narobiły gazety po rozwiązaniu zespołu, a potem ich ujawnieniu się trzymają się razem, nadal zachowując się jak zakochani pierwszy raz gówniarze.
- Szczęście zakochanych par- powiedział Zayn, unosząc swoje piwo, by stuknąć się nim z moim kieliszkiem w toaście.- Niech Walentynki trwają im cały rok i w ogóle- wymamrotał, pijąc z butelki.
   W kolejnym milczeniu obserwowaliśmy, jak ostatni promień zniknął nad linią horyzontu, przez co nie widzieliśmy prawie nic, poza konturami swoich ciał oświetlanych przez lampiony. Zayn położył się nagle na molo, odsuwając pusty już talerzyk i swoje piwo.
- Patrz, spadająca gwiazda- powiedział, wskazując palcem jakieś gwiazdy na niebie.
- Gdzie?- położyłam się obok niego na ciasnym molo, przez co nasze ramiona stykały się w kilku miejscach.
- Tam, po prawo, zaraz zniknie.
  Zdążyłam ujrzeć ostatni ułamek sekundy jej blasku, zanim zgasła bezpowrotnie.
- Łał, jak na jakiejś łzawej komedii romantycznej- parsknęłam śmiechem.- Chyba państwo młodzi mają błogosławieństwo wszechświata czy coś.
- Dobry pomysł, może napiszę o tym piosenkę, wiesz, coś w stylu: zbłąkane dusze wędrujące po świecie, które kosmos mimo wielu przeciwności w końcu połączy.
- Należy mi się jakiś procent od sprzedaży za inspirację, studia architektoniczne na londyńskim Uniwersytecie Artystycznym to studnia bez dna.
- Nie kłam, słyszałem o twoim stypendium dla najlepszego ucznia na roku. Całkiem niezły był ten projekt muzeum w Dallas.
- Niezły? Był w trójce najlepszych prac w konkursie międzykontynentalnym- odparłam lekko urażonym tonem.
- Wiesz, jak w dzieciństwie nazywaliśmy takich jak ty?- zapytał nagle Zayn, odwracając głowę i spoglądając na mnie z góry.
- Niech zgadnę... Geniusze? Cudowne dzieci? Mistrzowie sztuki?
- Uparte osły, które zmarnowałyby swój talent na jakiejś medycynie, gdyby ktoś mądrzejszy od nich nie wysłał ich prac tam, gdzie trzeba.
- Za co ten osioł musiał rzucić całe życie w Polsce i przenieść się w anglojęzyczną paszczę lwa bez żadnej gwarancji sukcesu, ale za to z zawiedzioną rodziną.
- Która jednak wybaczyła, a teraz wspiera w działaniach, a one, jak już wspomniałem, nigdy by nie zostały zrealizowanej przez upartego osła.
- Przecież już ci dziękowałam za wszystko- powiedziałam, zaciskając w zdenerwowaniu usta.- Na razie nie mam kasy, by postawić ci pomnik.
- Hej, spokojnie, tylko się z tobą droczę- zaśmiał się Zayn.- Poza tym, nie potrzebuję od ciebie żadnych pieniędzy czy pomnika, moja wytwórnia radzi sobie bardzo dobrze.
- Chwalipięta jak gęś kopnięta- wymamrotałam pod nosem.
- Słyszałem to!- zawołał, dźgając mnie natychmiast palcem pod żebra, na co pisnęłam.
- Przestań! Zniszczę sobie sukienkę!
- To kupię ci nową, ładniejszą. I z większym dekoltem.
- Co za tupet! Wiejski podrywacz!- udałam oburzenie i chciałam wstać, ale zostałam pociągnięta na dół. Zayn zaatakował mnie łaskotkami, przez co zaczęłam się wyrywać, śmiejąc się jak idiotka.
- Przestań...! Przestań!- piszczałam, gdy udawało mi się zaczerpnąć powietrza. Miałam już łzy w oczach. - Uduszę się!
- Najpierw odwołaj tę gęś! A potem wiejskiego podrywacza!
- Nigdy!
- Jak chcesz- powiedział i zaczął łaskotać mnie jeszcze bardziej.
- Chwila! Przerwa! Chcę coś powiedzieć!- zawołałam, podnosząc ręce w obronnym geście.
- Tak? Słucham- wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu, leżąc obok mnie i podpierając się na jednym ramieniu.- Co chcesz powiedzieć?
   Popatrzyłam mu w oczy, zbliżając swoją twarz do niego. Przenosiłam wzrok od jego jednej tęczówki do drugiej, przygryzając mimowolnie dolną wargę.
- Dwa słowa- wyszeptałam cichutko.
 Jakie?- odparł również szeptem, a jego głos był niewiarygodnie niski. Utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy.
- Głupia gęś.
- Ty mała...!- wykrzyknął, próbując mnie schwytać, jednak byłam szybsza.
  Podniosłam się i zaczęłam uciekać w stronę brzegu, chichocząc jak mała dziewczynka. Już prawie stawałam stopami na trawie, gdy Zayn złapał mnie od tyłu w pasie, podnosząc do góry.
- Mam cię! Teraz mi nie uciekniesz!- zatryumfował radośnie.
- Puść- roześmiałam się, ale nie próbowałam się uwolnić. Jego dłonie mocno zaciskały się na moich biodrach.- Zepsujesz sukienkę.
- Już o tym rozmawialiśmy- odparł, przekładając mnie tak, by trzymał mnie jak pannę młodą.
- Będę krzyczeć- zagroziłam mu, próbując ukryć uśmiech i wyglądać poważnie.
- Spróbuj, wszyscy są zajęci sobą, a twój przyjaciel-gej i ochroniarz w jednym już na pewno znalazł zaciszne gniazdko w pensjonacie- podniósł jedną brew, patrząc na mnie zwycięskim spojrzeniem.
- Jak śmiesz...- zaczęłam, lecz Zayn nagle położył się na trawie, kładąc mnie zaraz obok siebie. Oplótł moje plecy i pas prawą ręką, gdy ja opierałam głowę na zagłębieniu jego szyi.
- Patrz, Wielki Wóz- powiedział, wskazując palcem na zbiór gwiazd na czarnym niebie.
- Od kiedy ty się znasz na gwiazdach, co?
- Od niedawna.
- Nic nie widzę- odparłam, przekrzywiając głowę na wszystkie strony. Wszystkie jasne punkciki wyglądały tak samo.- Jesteś pewien, że to ta strona nieba?
   Nagle poczułam, jak szybkim gestem przesuwa mnie na siebie, tak, że leżę na jego klatce piersiowej, a nasze nosy praktycznie się ze sobą stykają.
- A ty jesteś pewna?- zapytał, jego głos znowu był cichy i niski.
   Patrzyłam na jego tęczówki, które teraz były zupełnie ciemne przez słabe światło. Linia jego szczęki była ostra, pokryta jak zawsze dwudniowym zarostem. Miał lekko otwarte, zaróżowione usta. Czułam jego przyspieszony oddech i ciepłe dłonie, obejmujące mnie opiekuńczo w pasie. Machinalnym gestem odgarnęłam z jego czoła zabłąkane kosmyki przydługich włosów, przypominając sobie nagle wspólne dni ponad trzy lata temu. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się od kręgosłupa. W pewnym momencie widziałam już jego rzęsy i czułam jego oddech na mojej szyi, kiedy nagle odsunęłam się od niego, zanim nasze wargi się dotknęły.
- Nie jestem wystarczająco pijana i nierozsądna, żeby pakować się w to drugi raz, Zayn.
   Podniosłam się na nogi, otrzepując z trawy sukienkę. Chłopak natychmiast stanął na przeciwko mnie. Chciał chwycić moją dłoń, ale mu ją delikatnie wyrwałam.
- Nie zamierzam cię w nic wpakowywać.
- Nie bawią mnie układy na jedną noc. Ani na same noce, przykro mi- powiedziałam, zamierzając odejść, ale zastąpił mi drogę. Widziałam czubki jego butów.
- Porozmawiajmy, proszę.
- Przecież rozmawiamy- powiedziałam, zmuszając się, by na niego popatrzeć. Miał lekko ściągnięte brwi.- Tak wygląda rozmowa.
- Porozmawiajmy o nas- powtórzył powoli i zaakcentował każdy wyraz.
- Jakich nas, nie ma żadnych nas, Zayn. Wyjaśniliśmy sobie wszystko trzy lata temu na bankiecie, pamiętasz?- ścisnęłam dłonie w pięści, czując rosnące zdenerwowanie.- Ustaliliśmy, że to już nic nie znaczy, w zgodzie każdy idzie w swoją stronę. Po co do tego wracać? Przecież jest dobrze: ja studiuję i realizuję swoje marzenia, ty nagrywasz piosenki, masz własne studio. Wszystko idzie zgodnie z planem- podkreśliłam ostatnie słowa, paznokcie wbijały mi się w dłonie.
- Jakim planem?
- Żebyśmy nie byli razem, żebyśmy mogli iść swoją drogą, żeby jedno drugiego nie ograniczało, żeby przestać o sobie pamiętać czy myśleć, nie wiem!- zawołałam nagle, sama wiedząc dlaczego.
   Wypuściłam kilka razy szybko powietrze, próbując się uspokoić, chociaż przecież nawet nie pamiętałam, kiedy ze złości napłynęły mi łzy do oczu. Zayn nie ruszał się, czułam tylko na sobie jego czujne spojrzenie. Po chwili mogłam odchrząknąć i popatrzeć na niego ponownie.
- Nie pojawiaj się nagle w moim życiu, nie burz mi tego, co sobie ułożyłam i zbudowałam. Nie każ mi robić kroku w tył, tylko dlatego, że wydaje ci się, że znowu coś do mnie czujesz, okej?- zapytałam swoim na nowo opanowanym głosem.- Mi jest dobrze tak, jak jest. W rutynowej codzienności, dniach, kiedy wiem, co ma się dziać, bez nagłych porywów, bez zmartwień, czy ktoś mnie nadal kocha.
- Boisz się, rozumiem- odparł krótko.
  Wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Zapalił jednego papierosa, a potem zaciągnął się dymem. Patrzyłam na żarzącą się końcówkę zbita z tropu.
- Ja też bym nie chciał znowu wpuszczać do mojego życia kogoś, kto tyle razy już spieprzył sprawę i zostawił po sobie bagno. Nikt by nie chciał- usiadł na balustradzie mola, schowawszy z powrotem paczkę i zapalniczkę.- Ale nie chcę ci niczego kazać, ani burzyć, chcę budować nowe rzeczy z tobą. Chcę przestać żałować rzeczy o drugiej nad ranem albo wyobrażać sobie ciężaru twojej dłoni w mojej. Próbuję przez to powiedzieć, że nie wiem, czy to ta pieprzona miłość życia czy przywiązanie, ale po prostu nie mogę bez ciebie żyć. Nie chcę bez ciebie żyć.
   Parsknęłam, lecz nie był to śmiech ani kpina, coś między niedowierzaniem a strachem. Podeszłam nad brzeg jeziora i zaczęłam powoli brodzić w wodzie po kostki. Ciche odgłosy weselnego przyjęcia dobiegające z tyłu wydawały mi się irracjonalne. Nie mogłam się skupić na żadnej konkretnej myśli, gdyż nie było ani jednej. Czułam tylko ciężką plątaninę emocji gdzieś w brzuchu.
- I co mam teraz zrobić?- zapytałam po najdłuższej ciszy, jaka dotąd zapadła.
- Wyjdź z wody, bo się przeziębisz- odparł, zapalając drugiego papierosa.
- A potem?
- Nie wiem, wróć na przyjęcie, idź do pensjonatu albo zostań ze mną.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Zayn- powiedziałam, wdrapując się na balustradę obok niego. Zdjęłam jeden z lampionów i opuściłam go na taflę wody, by móc wygonie usiąść.- To wszystko ładnie brzmi, ale to nie działa, sam wiesz.
- Odprowadzę cię na przyjęcie i nigdy nie wrócimy do tego, tak chcesz?- zapytał, patrząc na mnie z boku. Zdążył wyrzucić wypalonego papierosa do jeziora, za co miałam ochotę zdzielić go po głowie.
- Tak będzie dobrze.
- Okej.
- Okej.
  Znowu zapadła cisza. Muzyka przestała grać, więc zapewne przyjęcie nieubłaganie dobiegło końca. Straciłam poczucie czasu, nie miałam pojęcia, jak długo byliśmy z Zaynem nad tym jeziorem. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w delikatny, a potem nasilający się z każdą chwilą rechot żab. Pomyślałam, że muszę dodać do mojego projektu na zajęcia jakiś staw, najlepiej otoczony drzewami, tak jak tutaj.
- Nie jest ci zimno?
- Nie- odparłam, chociaż palce dłoni zdążyły mi już skostnieć.
- Kłamiesz- odparł.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Uparty osioł.
- Głupia gęś.
  Znowu zapadła cisza, kiedy Zayn zdjął swoją koszulę i zarzucił mi na ramiona. Owiał mnie głęboki, ciężki, znany mi zapach perfum. Próbowałam kiedyś odszukać je w sklepie, ale musiał je kupować w jakimś specjalnym sklepie, skoro nie zdołałam ich znaleźć.
- Będziesz chory.
- Pieprzyć to.
   Pogładziłam palcami materiał koszuli. Była ciepła od jego ciała, jednak szybko zrobiła się chłodna w kontakcie z moją skórą.
  Wieczór zamienił się w noc, tak samo piękną jak zmierzch, słychać było nasze oddechy. Przygryzłam wnętrze prawego policzka, zastanawiając się.
- Pieprzyć to?- zapytałam.
- Jasne- odparł z przekonaniem, zupełnie jakby moje pytanie miało jakikolwiek sens.- Ale nie spieprzyć.
- Zayn...
- Hmm...?- odwrócił się w moją stronę.
   Było już bardzo ciemno, mogliśmy widzieć jedynie błysk swoich oczu i czubki nosów.
   Siedziałam blisko niego, wystarczyło wsunąć lewą dłoń w jego włosy, prawą przytrzymać na linii jego ramienia, podczas gdy wystarczyło, by on przesunął mnie na swoje kolana, a nasze oddechy ogrzewały nawzajem nasze skóry podczas pocałunku.
   Wystarczyło.















- Wiesz, odbite niebo w twoich oczach to moja ulubiona strona nieba.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak oto dotarliśmy (po roku, ale mówią przecież, że lepiej później niż wcale) do końca tego opowiadania, woah!
 Dziękuję wszystkim, którzy czytali i komentowali, za Waszą cierpliwość i słowa, które ciągle wywołują szeroki uśmiech na mojej twarzy. Wasze słowa są dla mnie niezwykle ważne, motywują mnie do działania i powodują, że w złych chwilach mogę do nich wrócić z myślą: "Hej, może nie jestem aż tak beznadziejna?" Dziękuję! <3
Dziękuję również Oldze, tak, Tobie, bo bez Ciebie to nigdy by nie powstało albo skończyło się gdzieś na 2. rozdziale, ale potrafiłaś przebrnąć przez moją pisaninę i nawet twierdzić, że jest okej :D Dzięki! <3

Chciałabym również poprosić o to, by każdy, kto kiedykolwiek przeczyta tę historię teraz lub w 2064 roku, zostawił po sobie komentarz, jakiejkolwiek treści. To będzie wspaniała pamiątka :)

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 26.

  Pomachawszy mu na odchodne, patrzyłam, jak znika w pokoju na przeciwko. Sama zamknęłam drzwi, skierowałam się do sypialni, wyłączając po drodze światła. Zgarnęłam stos poduszek na drugą stronę łóżka, wzięłam błyskawiczny prysznic i ubrawszy za dużą, męską bluzę, weszłam pod kołdrę, by prawie natychmiast zasnąć.
  Pomachawszy mu na odchodne, patrzyłam, jak znika w pokoju na przeciwko. Sama zamknęłam drzwi, skierowałam się do sypialni, wyłączając po drodze światła. Zgarnęłam stos poduszek na drugą stronę łóżka, wzięłam błyskawiczny prysznic i ubrawszy za dużą, męską bluzę, weszłam pod kołdrę, by prawie natychmiast zasnąć.
  Westchnąwszy, przewróciłam się na drugi bok, nadal pogrążona w śnie. Położyłam rękę na skraj poduszki, gdy nagle poczułam, że coś już tam leży. Wymruczałam coś niewyraźnie, próbując to "coś" zepchnąć, ale się nie udało. Przesunęłam dłonią po nieznanym, ciepłym i miękkim "czymś". Zmarszczyłam brwi, kiedy poczułam na ręce lekki powiew. Powoli otworzyłam zaspane oczy i ujrzawszy przed sobą niebieskie tęczówki, które intensywnie się we mnie wpatrywały, poderwałam się z głośnym krzykiem.
- Przybyło mi kilka zmarszczek pod oczami, ale chyba nie zbrzydłem aż tak bardzo, żeby na mój widok wrzeszczeć, co? Czy jednak jest tak źle?
  Niall podniósł lewą rękę, która przed chwilą spoczywała na poduszce, by przeczesać włosy, wpatrując się w lustro po drugiej stronie pokoju, a potem podparł nią podbródek, nadal kucając przy boku mojego łóżka. Wytrzeszczyłam na niego oczy, nie ruszywszy się ani odrobinę, bo, szczerze mówiąc, nadal myślałam, iż śnię. Jednak blondyn nie spuszczał ze mnie wzroku, ani na chwilę z jego ust nie znikał uśmiech.
- Co ty tu, do cholery, robisz i jak tutaj wszedłeś?- wydusiłam z siebie, maksymalnie przyciągając pościel pod brodę. Miałam na sobie jedynie spodenki i ogromną bluzę.
- Inaczej wyobrażałem sobie to powitanie, ciebie też miło widzieć- powiedział Horan i wstał, by wskoczyć na łóżko obok mnie.
  Mam deja-vu, przysięgam, przemknęło mi przez myśl, i to nawet we śnie.
- Nie śnisz już, Olga- chłopak wywróciwszy oczami, wyciągnął w moją stronę ręce, by mnie przytulić, ale nadal siedziałam jak słup.
- A szkoda- jęknęłam, a po chwili tonęłam już w jego ciepłych ramionach.
  Wzięłam głęboki oddech i poczułam w nozdrzach znajomy zapach. Oparłam głowę o zagłębienie w jego szyi, zamykając oczy. Niall przyciągnął mnie jeszcze bliżej do siebie, przez co siedziałam na jego kolanach. Jego ręce mocno obejmowały moją talię i uspokajająco gładziły mnie po plecach.
- Bałem się o ciebie... Dobrze, że jesteś- wyszeptał, a pod powiekami zakręciły się łzy.- Tęskniłem za tobą jak cholera.
- Ja za tobą też- odparłam cicho. Po upływie kilku chwil, może minut, dodałam- Przepraszam. Tak bardzo przepraszam.
- Za co?- zapytał ze zdziwieniem, odsuwając mnie na długość ramion.
Spuściłam głowę i przetarłam oczy, by nie musieć na niego popatrzeć. Poczułam w gardlę wielką gulę.
- Za to, że wtedy nie powiedziałam... Że nie umiałam... A potem za to wszystko, że musieliście się poświęcić...- słowa nie potrafiły wyjść przez usta, bo próbowałam powstrzymać za wszelką cenę płynące łzy.
- Kochanie, spójrz na mnie- miękkim głosem powiedział Niall, a kiedy tego nie zrobiłam, chwycił delikatnie mój podbródek, bym nie mogła uniknąć jego wzroku.
  Popatrzyłam w jego jasne tęczówki, które teraz zasłaniała błyszcząca warstwa łez.
- To ja przepraszam, za to, że nie zapewniliśmy ci wystarczająco dobrej ochrony. Powinniśmy wysłać z tobą Paula, kogokolwiek. Wtedy on nic by ci nie zrobił...- urwał, gdy po jego policzku stoczyła się pierwsza kropla. Od razu starłam ją swoim kciukiem.
- Skąd mogliście wiedzieć, Bł... On jest nieprzewidywalny, nikt nie mógł mu przeszkodzić- głos załamał mi się przy imieniu, ale szybko dokończyłam zdanie, by nie narażać się na kolejny atak łez.
- Tak cholernie się bałem, wszyscy się baliśmy...- szepnął chłopak, gdy ponownie objął mnie ściśle ramionami.
- To było okropne, nieludzkie, gorsze niż w największym koszmarze, kiedy on...- wyrwał mi się żałosny jęk, gdy wspomnienia na nowo mnie nawiedziły.
Mocno ścisnęłam w dłoniach koszulkę Horana, która, nie wiem kiedy, zrobiła się mokra od moich łez. Próbowałam przełknąć gulę w gardle, by mówić dalej, lecz to nadal paraliżujące przerażenie, było ode mnie silniejsze. Powrócił cały strach, poczucie niemocy, przegranej, z którymi walczyłam przez całe miesiące terapii.
- Ciii, nie mów o tym, jeśli nie możesz... Jestem tutaj...
  Niall zaczął mnie łagodnie kołysać w swoich rękach, przez co poczułam się jak małe, bezbronne dziecko. Wzięłam głęboki oddech, próbując się i skupiłam się na cichym nuceniu blondyna. Rozpoznałam w nim piosenkę "The One You Love" Passengera, będącą jedną z moich ulubionych utworów. Uśmiechałam się delikatnie przez cały czas, czułam się jak dawniej, zanim wszystko zaczęło się sypać. Gdy Horan skończył śpiewać, podniosłam głowę i popatrzyłam na niego zaspanym wzrokiem. Po krótkotrwałym czasie, na nowo poczułam zmęczenie. Odwzajemnił mój uśmiech, a potem pochylił się nade mną, by dotknąć moje wargi swoimi. Całował mnie ostrożnie, przyciskając łagodnie miękkie usta do moich i składając na nich miliony małych pocałunków. Zacisnęłam nagle oczy, nie potrafiąc odwzajemnić pocałunku. Odsunęłam się delikatnie od niego, rzuciwszy mu przepraszające spojrzenie.
- Niall, przykro mi, ale...- zaczęłam, widząc, jak jego błysk w oku szybko gaśnie, a pojawia się smutek.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem- przerwał mi, zaciskając usta. Pokręcił głową, a potem mruknął coś niewyraźnie do siebie. Po chwili niezręcznej ciszy, wstał z łóżka i stanął kilka kroków od niego.
- Ania powiedziała mi, żebym ci przypomniał, abyś nie zapomniała wziąć lekarstwa- westchnął.
- Och... Widziałeś się już z nią?- zapytałam, chcąc jak najdłużej zatrzymać go przy sobie.
- Wpadłem na nich, na nią i Liama, jak próbowali wymknąć się niezauważeni z hotelu. Nie wiem, czy ukrywali się przed paparazzi, czy przed ludźmi, co, zważając na ich dość widoczne relacje, jest raczej bezsensowne- parsknął śmiechem, opierając się o framugę drzwi.
- Mówiłam! A oni przed sobą nadal udawają, że są tylko przyjaciółmi- zawołałam triumfalnie, bo wreszcie ktoś mógł potwierdzić to, co sama już wiedziałam. Oparłam wygodnie głowę o wezgłowie łóżka.- Powiedziałam Liamowi, żeby w końcu coś z tym zrobił, bo nie zamierzam się męczyć z Anią po powrocie do Polski, która będzie próbowała zrobić ze mnie idiotkę, że: "to tylko przyjaźń".
- Oby mu się udało, bo te "tajne"-zrobił w powietrzu cudzysłów- rozmowy ze sobą, a teraz spotkanie, jest naprawdę nienormalne- rzekł ze śmiechem, a za chwilę obrzucił mnie karcącym spojrzeniem- Tabletki!
- Już- jęknęłam, wstawając z łóżka owinięta pościelą i podchodząc do plecaka.
- Chcesz wody?- zapytał Niall, wyciągnąwszy butelkę z barku.
  Kiwnęłam głową z opakowaniami w ręce. Usiadłam na skraju łóżka, by wpakować w siebie wszystkie różnokolorowe pastylki.
- Wszystko okej?- odezwał się ponownie chłopak, po tym, jak połknęłam wszystkie lekarstwa pod jego czujnym okiem i położyłam się pod pościelą.
- Nie do końca- ziewnęłam, przecierając oczy. Chociaż zmieniłam strefę czasową tylko o godzinę, nie opuszczało mnie zmęczenie.- Mógłbyś ze mną zostać?
  Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, gdy chciał wyjść z pokoju. Odwrócił się do mnie i przygryzł wargę, nie wyglądając na pewnego tej decyzji. Westchnął przesadnie głośno, a potem położył się obok mnie.
- Dziękuję- szepnęłam, wtuliwszy się w jego bok. Potrzebowałam kogoś do towarzystwa, zanim z powrotem nie zasnę.
- Do usług, księżniczko- mruknął i oparł głowę na ramieniu.- Dobranoc.
- Niall...?- rzuciłam w ciemność po upływie kilku minut.
- Tak?
- Hm, już nieważne- zmieszałam się nagle.
- Mów, słucham.
- Byłeś już wcześniej zakochany, prawda?
- Tak, byłem.
- Czy... Po jakim czasie ci przeszło? Wiesz, kiedy poczułeś, że jesteś od tego wolny?
- Po 2-3 tygodniach? To nie były zbyt mocne w fundamentach związki....A dlaczego pytasz?- poruszył się i wiedziałam, że mimo otaczającego nas mroku, popatrzył się na mnie.
- Tak sobie... Ania i Liam są już ze sobą długo, a jeszcze im nie przeszło- wymamrotałam niepewnie.-  A przecież tyle ich dzieli, rozmawiają ze sobą rzadko, na dodatek tylko przez Skype'a, są zupełnie z różnych światów... A jednak, u nich to działa.
  Znów zaległa cisza, w której leżałam niespokojnie, bijąc się z własnymi myślami.
- A jeśli któreś z nich znajdzie sobie kogoś innego? Jeśli zostawi dla kogoś innego? Co ma zrobić pozostawiona, zraniona osoba- walczyć czy odpuścić?- powiedziałam, na nowo podejmując wątek.
- A czy ta osoba nadal kocha tego, który ją zostawił?
- Nie wiem- odpowiedziałam, a po chwili zreflektowałam się natychmiast- Ona sama nie wie. Chce zapomnieć, bo to uczucie ją niszczy, nie pozwala oderwać się od przeszłości, z której zostały tylko wspomnienia. Chce ruszyć do przodu, ale nie potrafi. Bo wszystko mu o tej osobie przypomina. Ciężko zbliżyć się jej do kogoś innego, bo boi się zranienia. Nie chce już więcej cierpieć, też chce być kochana z wzajemnością.
- Myślę, że ta osoba sama zna prawdę: nadal go kocha. I nigdy nie przestała, chociaż to ciężkie. Ale taka jest prawdziwa miłość.
- To znaczy?
- Widzisz... Jeśli kogoś naprawdę kochasz, to nie zrezygnujesz z niego nigdy. Choćby nie wiem, co zrobił, gdzie był i z kim był. Zawsze do niego wracasz, nieważne, jakby cię zranił. Czekasz na niego i zastanawiasz się, co teraz robi, czy o tobie myśli, czy pamięta to, co kiedyś między wami było. Patrzysz się na telefon, wyglądasz przez okno i czekasz. Jeśli kogoś kochasz, to o niego walczysz. Bezwarunkowo. O niego, o jego szczęście, o to, by cieszył się każdym dniem, każdą chwilą. Nawet jeśli w jego życiu nie ma już ciebie. Nie poddajesz się,  bo wiesz, że ta osoba jest wszystkim, co jest dla ciebie ważne. Jest czymś więcej niż powód do życia każdego dnia, jest sensem ciebie, twoich wzlotów i upadków. A gdy upadasz, podnosisz się tylko dla niej... To właśnie miłość.
- Ale... Przecież ty odpuściłeś. Przepraszam za to, jednak nie walczysz już o mnie- powiedziałam, nie mogąc zrozumieć sensu jego słów.
- Nie można walczyć o swoje szczęście, niszcząc uczucia innych ludzi. Nie buduje się własnego szczęścia na nieszczęściu innych- westchnął blondyn, a ja poczułam dziwny ścisk w brzuchu.- Dlatego nie mogę wam tego zrobić.
  W żołądku przewróciło mi się coś ciężkiego. Poczułam, że ta rozmowa zaczyna wymykać się spod mojej kontroli. Spod jakiejkolwiek kontroli.
- Co masz na myśli?- zapytałam niepewnie.
- Co masz na myśli?- zapytałam niepewnie, zastanawiając się, czy chcę usłyszeć odpowiedzieć.
- Przecież to oczywiste, kochanie...- zaczął łagodnym tonem chłopak.- To ty jesteś tą "osobą". Wszystko, co mówiłaś, odnosi się do Zayna- drgnęłam, słysząc to imię.- Udajecie, że wcale się nie kochacie, ale wcale tak nie jest, nigdy nie było. Nigdy nie przestaliście się kochać, tylko przestaliście to okazywać. Ty z powodu lęku przed tym, jak bardzo ci na nim zależy, co powoduje u ciebie ból, bo sądzisz, że on nie odwzajemnia twoich uczuć. Natomiast Zayn postanowił przełożyć twoją wolność, co uznał za twoje szczęście, nad własne dobro.  Oboje pragniecie tylko wolności, a to ona was niszczy.
  Słuchałam jego słów i z każdą chwilą narastała we mnie mieszanina skrajnych uczuć. Mowa Nialla odzwierciedlała dokładnie moje uczucia, chociaż wcale nie chciałam się do tego przyznać. A więc Zayn pomyślał, że pozwoli mi odejść, a ja stanę się szczęśliwym człowiekiem? Uznał, że cierpię z braku wolności, kiedy boleśnie zraniłozyznaego postępowanie. Wcale nie chciałam wolności. Chciałam zawsze mieć przy sobie kogoś, komu na mnie zależy, kto będzie o mnie walczył do ostatniego tchu, komu nie będę bała się bezwarunkowo oddać. Tymczasem on to zniszczył, a ja nie chciałam już być zależna od kogoś, komu nie potrafię zaufać. Skąd mam mieć pewność, że nie zrani mnie kolejny raz? Lepiej pozostać samą, chociaż pragnącą ze wszystkich sił drugiej osoby, niż potem znowu musieć pozbierać się z tysiąca różnych kawałków. Chciałam być przede wszystkim bezpieczna, a on nie mógł mi już takiego poczucia zapewnić.
- Popatrz na siebie. Wcale nie chcesz izolować się od innych, potrzebujesz ludzi bardziej niż ktokolwiek. Nie obiecuję, że nikt nigdy cię nie zrani, lecz nie można żyć w bańce pozornego komfortu bezpieczeństwa samemu. Twoje bezpieczeństwo zależy od innych, więc pozwól się sobą zaopiekować. Musisz na nowo zaufać.
- Ale komu i po co? Zayn ma Perrie, a ona jest w ciąży- odparłam niewyraźnym głosem.
- Co?- zdziwił się Niall.
- Kiedy byłam w szpitalu, po potrąceniu przez samochód, cała prasa huczała od wieści, że Zayn zostanie ojcem- powiedziałam, zrzucając z siebie ciężar, który nosiłam przez kilka miesięcy.
- To była tylko plotka, nic więcej. Wychodził nowy album Little Mix, więc mangamenty potrzebowały rozgłosu. Zaaranżowały tę ciążę i to, że niby Zerrie znowu jest razem. Jednak to była zwykła ustawka, Zayn od dawna nie ma już z nią żadnego kontaktu. Nie wiedziałaś? Nasz mangament zdementował resztę pogłosek we wrześniu.
- Nie miałam o was żadnych wieści- wyszeptawszy, zacisnęłam mocno wargi, by nie ukazać fali przelewających się po mnie emocji.
  Ale przecież ja już nie chcę go kochać.
- Gdyby było inaczej, "Half w heart" zostałoby rozgłośnione jako piosenka o miłości Zerrie, a tak się nie stało. To piosenka Zayna, ale zdecydowanie do ciebie i o tobie.
- Skąd masz tę pewność?
- Wszyscy to wiemy. Przecież Malik nie naciskałby na zmianę autorów, jeśli nie byłaby to prawda. Poza tym, widziałem, jak ją pisze. Od razu widać było, ile go to wszystko kosztuje. I twoja piżama... To jego bluza, którą zostawił podczas konkursu, tak?
  Nie odpowiedziałam. Popatrzyłam za okno, gdzie nocna panorama Londynu jasno świeciła różnobarwnymi lampkami. Śnieg nadal padał, jednak teraz z nieba leniwie zlatywały grube płatki, jeden po drugim
- Przemyśl to. Może jeszcze da się coś zrobić?
  Niall powoli wyswobodził się z mojego uścisku, pozostawiając na moim czole szybki pocałunek. Następnie wyszedł z apartamentu, nie zapaliwszy ani jednej lampki.
Leżałam w łóżku, zastanawiając się, czy na dachu pewnego wieżowca nadal rozbrzmiewa piosenka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
przedostatni rozdział już za nami, został nam sam koniec :)

Chciałabym ponowić prośbę, aby każdy z Was, każdykto czytał to opowiadanie, teraz, za rok, czy nawet za 5 lat, aby dodał komentarz. Może to być jedno słowo, może być ich kilkadziesiąt, chciałabym tylko wiedzieć, ilu z Was zawędrowało na tego bloga i przeczytała tę historię.

P.S. kto znajdzie w tym rozdziale znajdzie zapowiedź mojego nowego fanfiction, które (mam w planach) rozpocznie się w wakacje? :)

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 25. część 2.

Siedziałam na drewnianym krześle ze spuszczoną głową, wpatrując się w moje złożone na podołku dłonie. Zaciskałam mocno usta, pomagało mi to uspokoić oddech, co nie było łatwe. Dopiero co weszłam do sali sądowej, a już czułam, jakbym się dusiła. Rozpaczliwie pragnęłam stamtąd wyjść. Byłam nawet skłonna odstąpić od oskarżenia, byle tylko nie musieć przeżywać tego na nowo.
Na widowni siedziała jedynie moja psycholog, która miała zapewnić mi poczucie bezpieczeństwa i wsparcie. Cała rodzina była w korytarzu, czekała na moment, kiedy zostanie poproszona na salę w celu złożenia zeznań. Wszyscy próbowali dodać mi otuchy, przekazać chociaż cząstkę swojej siły, wiary. Jednak zupełnie tego nie odczuwałam. Czułam jedynie strach, paraliżujący strach.
Nie dawał mi żadnego poczucia ochrony fakt, iż składałam swoje zeznania, będąc na sali sama, oprócz składu sędziowskiego, adwokatów i psycholog. Kiedy mówiłam, czułam, jakbym znowu była w każdym z tych miejsc, jakby moje rany były zadawane na nowo.

- Proszę o wprowadzenie na salę oskarżonego.

Dźwięk otwieranych dębowych drzwi. Na chwilę do sali wdarły się krzyki fotoreporterów, którzy próbowali dostać się na korytarz przed salą. Potem ucichły. W powietrzu rozbrzmiewały jedynie ciężkie kroki policjantów, wśród których wyraźnie odznaczały się lekkie, pewne stąpania.
Poczułam, jak ogarnia mnie gorąco, a ciało przeszywa ból. Proszę, pozwólcie mi stąd wyjść...

- Błażej Kieroth, jest pan oskarżony o śledzenie, porwanie, pozbawienie wolności, znęcanie się fizyczne i psychiczne oraz spowodowanie uszkodzeń ciała trzeciego stopnia wobec obecnej tutaj, Olgi Barteli. Czy przyznaje się pan do winy?

- Ja tylko odpłaciłem się za swoje krzywdy- rozległ się uprzejmy, męski głos.

- Czy przyznaje się pan do winy?

Wbrew własnej woli, podniosłam głowę i otworzyłam oczy. Mój wzrok padł na niego. Patrzył się na mnie z szerokim, dumnym uśmiechem. Czułam, jak jego gorące spojrzenie wwierca się we mnie, pozbawiając mnie tchu. Stał tutaj, w tym samym pomieszczeniu, zaledwie kilka metrów ode mnie.
Poczułam, jak nagle wszystko znika. Znów byliśmy tylko on i ja. 

Piwnica opuszczonego domu, stojącego gdzieś z dala od ludzi. Ciemno, duszno, przerażające zimno, przenikające mnie na wskroś. Sznury wpijające się w moje ręce, łańcuchy uniemożliwiające jakikolwiek ruch.
Głuchy odgłos kroków, który echem odbijał się od betonowych ścian. Zaciskam mocno usta, gorące łzy cisną mi się do oczu, ale nie mogę pozwolić im płynąć. Próbuję podnieść głowę na jego rozkaz, lecz nie mam siły. Spod ledwo otwartych powiek widzę, jak zbliża się do mnie. Po chwili czuję szarpnięcie za włosy, sznury wpijają się w rany, na nowo je otwierając, a z moich ust wydobywa się błagalny jęk. 
Po prostu pozwól mi już umrzeć.

Znowu walczyłam, ale nic to nie dało. Proszę, pozwólcie mi stąd wyjść!
Znowu wygrał.
Moje oczy zaszkliły się, nie mogłam już dłużej wytrzymać i ponownie spuściłam głowę. Mimowolnie spojrzałam na pokryte bliznami nadgarstki. Czułam jego triumf, poczucie wygranej emanowało z niego nawet teraz, nawet na sali sądowej.

- Nie.

- Proszę opowiedzieć, co wydarzyło się...


- Hej, wstawaj, jesteśmy już na miejscu!
  Poczułam delikatne szturchanie i otworzyłam zaspane oczy. Zobaczyłam pochyloną nade mną Anię, która wpatrywała się we mnie z podekscytowaniem. Dopiero po chwili odzyskałam pełną świadomość po spaniu i rozejrzałam się. We wnętrzu samolotu panował rozgardiasz; wszyscy pasażerowie wstawali, głośno rozmawiali, zbierali swój podręczny bagaż.
- Dalej, rusz się!- ponagliła mnie kuzynka, ubierając swoją parkę i zarzucając na plecy plecak.
  Mruknęłam coś niewyraźnie w odpowiedzi. Bez pośpiechu podniosłam się z fotela, by nie zawróciło mi się w głowie. Wyjrzałam przez małe okienko w boku samolotu- płyta lotniska szybko pokrywała się nową warstwą białego puchu, który co chwila zgarniało kilka odśnieżarek. Z westchnieniem założyłam kurtkę, czapkę i szalik, by choć trochę uchronić się przed zimnem. Sprawdziłam, czy zabrałam swoje rzeczy, a potem ruszyłyśmy do czekającej na nas osobistej stewardessy.
- Dobrze się pani czuje? Niczego pani nie potrzebuje?- zapytała mnie ciemnowłosa kobieta z troską w głosie.
- Dziękuję, wszystko dobrze- odparłam, siląc się na energiczny, uprzejmy ton.- Czy możemy już wychodzić?
- Oczywiście, proszę za mną. Boy zabrał pani bagaż z lekarstwami, będzie na panie czekał przy taśmie z głównym bagażem.
Stewardessa uśmiechnęła się do nas i wyprowadziła nas z samolotu do przejścia pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń współpasażerów z pierwszej klasy. Ania ścisnęła mi dłoń, by dodać mi otuchy, na co spuściłam tylko wzrok.
Chciałam już wyjść z tego samolotu i lotniska, gdzie wszyscy co chwila pytają się, czy dobrze się czuję, czy czegoś mi nie potrzeba, czy coś mi przynieść. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę doceniałam to, że Paul zapewnił mi najwyższej klasy komfort podróży, możliwość odpowiedniego przewozu leków, a nawet osobistą stewardessę, co musiało kosztować majątek. Jednak miałam dosyć ciągłegp traktowania mnie jak tykającą bombę albo jakby silniejszy podmuch wiatru mógł wysłać mnie do szpitala na OIOM. Z powodu tej nieustannej, często wręcz chorobliwej troski o mnie, ledwo zdołałam przekonać mamę, iż naprawdę jestem w stanie przylecieć do Londynu na premierę książki, w której debiutowałam jako rysownik. Oczywiście, nie odbyło się bez kilku kłótni z rodzicielką, gdyż stanowczp upierała się przy jednym stwierdzeniu: "Nadal jesteś bardzo słaba po operacji guza mózgu, przyjmujesz leki, musisz być pod stałą opieką doświadczonego lekarza". Na nic zdawały się moje przekonywania, fakt, że od operacji minęło już kilka miesięcy, a lekarz prowadzący pozwolił na podróż i pobyt, jeśli zostanie spełnionych kilka warunków. Dopiero po interwencji babci, mama zgodziła się na wyjazd, ale musiała towarzyszyć mi Ania, czyli moja "główna opieka".
Kobieta poprowadziła nas tubą do bramek, gdzie sprawdzono nasze dokumenty, a potem do taśmy, po której sunęły dziesiątki walizek i toreb. Wszędzie panował tłok, tłum ludzi robił niesamowity hałas, przemieszczając się po ogromnym terminalu. Nie spuszczałyśmy z oczu naszej stewardessy, dopóki nie zatrzymałyśmy się przy młodym, wysokim chłopaku z krótko obciętymi, jasnymi włosami. Młodzieniec trzymał w ręce uchwyt od wózka z plecakiem wypełnionym moimi lekarstwami. Obok niego stały już nasze walizki, przez co nie musiałyśmy dłużej stać w tym zatłoczonym miejscu.
- Niczego panie nie zapomniały? Możemy ruszać do wyjścia? Limuzyna już na panie czeka- zwróciła się do nas kobieta.
Wymieniłyśmy się  z Anią spojrzeniami, a potem kuzynka kiwnęła twierdząco głową. Zamierzałam sięgnąć po mój bagaż, ale boy mnie wyprzedził. Stewardessa chwyciła walizkę Ani i poprowadziła nas ponownie, tym razem wreszcie do wyjścia. Przez szklane drzwi widziałam czarną mini-limuzynę i poczułam kolejne ukłucie w żołądku, ile kłopotu sprawiłam Paulowi. Kiedy wyszliśmy z budynku lotniska na mroźne powietrze, z samochodu wyszedł kierowca i razem z chłopakiem, zaczęli pakować nasze walizki do bagażnika. Odwróciłam się do kobiety, by podać jej rękę.
- Dziękuję za wszystko, co pani dla nas zrobiła. Jesteśmy naprawdę wdzięczne za takie poświęcenie- uścisnęłam serdecznie jej dłoń.
- To była czysta przyjemność, nie ma za co dziękować- powiedziała, uśmiechając  do nas szeroko.- Mam nadzieję, że pobyt w Londynie będzie dla pań fantastycznym przeżyciem. Życzę dużo zdrowia i szczęścia w Nowym Roku!
Pożegnała się serdecznie z Anią, a kiedy odjeżdżałyśmy, pomachała nam ręką.
- Nie mogę uwierzyć, że tutaj jestem! Londyn, serce Anglii! Czekałam na to 3 miesiące!- zawołała kuzynka, rozpierając się na siedzeniu, a właściwie kanapie, samochodu.
- Przecież poprosiłam  o towarzyszenie mi na początku grudnia, to kilka tygodni- zmarszczyłam brwi na jej słowa. Zdjęłam czapkę, bo było tutaj naprawdę ciepło.
- Oh, tak. Faktycznie- odpowiedziała dziewczyna, nagle wpatrując się w nieciekawe widoki za oknem z dziwnym uśmiechem.
- Hej, hej! Co jest grane?- wlepiłam w nią wzrok. Nagle w mojej głowie zaświtała pewna myśl.- Wcale nie przyjechałaś tutaj ze mną tylko jako "mój anioł stróż"-zrobiłam w powietrzu cudzysłów- prawda? To dlatego nie byłaś zaskoczona, że jedziesz na premierę! Gadaj, o co tutaj chodzi?- wydarłam się i przysunęłam bliżej niej.
Nadal milczała, więc zaczęłam dźgać ją palcem w brzuch, bo od dzieciństwa wiedziałam, że to jej słaby punkt.
- Mów, mów, powiedz, proszę!- jęczałam nieprzerwanie, gdy nadal upracie mnie ignorowała.- Bo zemdleję jutro i nie pójdziesz na tą galę! Jak chcesz!
Odsunęłam się od niej i obserwowałam, jak powoli się przełamuje, zagryzając policzki.
- Może tak, może nie, dostałam zaproszenie od Liama- wydukała w końcu, bardzo zainteresowana swoimi paznokciami.
- ŻE CO?!- zawołałam z szeroko otwartymi oczami.- Ale jak?! Przecież wy widzieliście się tylko raz, kiedy byłaś u mnie w odwiedziny i....
Popatrzyłam na nią zszokowana, bo nagle na coś wpadłam.
- ... O mój Boże, czy wy jesteście parą?!
- Nie, no co ty! Nie jesteśmy w związku, jesteśmy tylko przyjaciółmi- powiedziała, a jej policzki zaczerwieniły się. Nadal nie spuszczała wzroku z dłoni.
- Jasne, tak to się tylko nazywa!- roześmiałam się, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Byłam w totalnym szoku.- Ale... Co? Jak? Przecież ty byłaś w Polsce, a on w Anglii, jak...
- Utrzymywaliśmy cały czas kontakt przez Skype'a i telefon, bo nie mieliśmy jak inaczej się spotykać, rzecz jasna. Dobrze nam się rozmawia, Liam jest bardzo miły, zabawny, więc kiedy zapytał, czy nie zechciałabym towarzyszyć mu podczas premiery stwierdziłam, że dlaczego nie, nie mam nic do stracenia- popatrzyła na mnie, jakby szukając we mnie wsparcia.- Myślisz, że dobrze zrobiłam? Może powinnam była mu odmówić? Przecież ja nigdy nie byłam na takiej uroczystej imprezie, nie wiem, czego się spodziewać...
- Oczywiście, że dobrze zrobiłaś! Przecież chciałaś mu wyświadczyć przysługę, jak przyjaciel przyjacielowi- podkreśliłam z uśmiechem trzy ostatnie słowa.- I nie masz co się martwić, już Payne ci nie da zginąć- puściłam do niej oczko, a potem głośno westchnęłam.- Nadal nie mogę uwierzyć, że nic mi o tym nie powiedziałaś! Tyle czasu!
- Naprawdę chciałam! Ale najpierw byłaś zajęta rysowaniem dla zespołu, miałaś tyle na głowie, potem Błaż...
Urwała nagle, rzucając mi zaniepokojone spojrzenie. Po jej twarzy przemknął cień strachu, lecz szybko odchrząknęła i zmieniła temat:
- Nie mogę się doczekać, aż go zobaczę!- zawołała, a jej oczy na nowo rozbłysnęły podekscytowaniem.- Tak długo...
- Hej- przerwałam jej, marszcząc brwi.
Skoro miała stały kontakt z Liamem, to wiedzieli, co się u mnie dzieje i gdzie aktualnie mieszkam. A on miał przecież swobodny dostęp do nowej płyty zespołu.
- Czy to Liam wysłał mi przed świętami "Midnight memories"?- zapytałam ją bez owijania w bawełnę.
- Co? Jakie "Midnight memories"? Nic o tym nie wiem, przecież premiera była dopiero w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia- powiedziała szczerze zaskoczona i wiedziałam, że nie kłamie.
Payne nie mógł więc tego zrobić. Więc kto? Nadal nie znałam odpowiedzi.
- Jasne...- wymamrotałam, zagryzając wargę i pozwalając jej dalej mówić.
- Myśl, że dzisiaj go zobaczę, powoduje u mnie jednocześnie mnóstwo radości, ale też strachu. Rozumiesz? Po prostu boję się, że nagle nie będziemy potrafili ze sobą normalnie porozmawiać albo zmienił decyzję i nie chce już mnie jako towarzystwa. To takie okropne uczucie, niepewność, gdy nie wiesz, czego się spodziewać po osobie, która przecież jest ci w pewnym sensie bardzo bliska...
Znam to uczucie. Towarzyszy mi od kilku tygodni, od kiedy zdecydowałam, że tutaj przyjeżdżam. To nie była łatwa decyzja, nie tylko z powodu spraw zdrowotnych, ale przede wszystkim zeZnam to uczucie. Towarzyszy mi od kilku tygodni, od kiedy zdecydowałam, że tutaj przyjeżdżam. To nie była łatwa decyzja, nie tylko z powodu spraw zdrowotnych, ale przede wszystkim ze względu na strach przed ich reakcją. Jak się zachowają? Co mam zrobić? Będziemy udawać, że porwania i sprawy z Błażejem w ogóle nie było? Że wcale nie było tych kilku miesięcy bez jakiegokolwiek kontaktu, bo psycholog stwierdziła, że tak będzie dla mnie lepiej? Jak mam z nimi rozmawiać, nie mając w głowie wspomnień z przeszłości?
Liam na pewno będzie nad wyraz delikatny i subtelny, jak zawsze. Z Harry'm i Louis'em nie byłam bardzo blisko, więc chociaż doskonale znali całą sprawę, nie będą na mnie w żaden sposób naciskać. Z Niall'em oficjalnie jesteśmy przyjaciółmi i to z nim miałam najlepszy kontakt, nawet po odrzuceniu jego uczuć. Wiedziałam, że z nim będę mogła być szczera, wszystko mu będę mogła powiedzieć, jeśli zechcę. Ale czy on nadal na mnie czeka? Nie w sensie stworzenia razem związku w przyszłości, tylko jako najlepszy, najwierniejszy przyjaciel? Zmartwienia, iż nasze relacje nie przetrwały tych wydarzeń i czasu, ciągle nie dawały mi spokoju. Wiązałam z Horan'em nadzieję na, chociażby odrobinę, namiastki tego, jak było kiedyś.
A Zayn? Co jest teraz między nami? Kim dla siebie jesteśmy? Znajomymi, ludźmi związanymi ze sobą przez książkę, przyjaciółmi...? Może kimś więcej? Od czasu odsłuchania po raz pierwszy "Half a heart" z anonimowej przesyłki, nie mogłam przestać o nim myśleć. Co tak naprawdę do mnie czuł? To nie była zwykła piosenka o przywiązaniu czy nawet miłości, to była historia, nasza historia. Była zbyt prawdziwa, zbyt dotycząca nas obojga, by móc potraktować ją jak zwyczajny singiel. Zawierała prawdę o mnie, że śpię z jego bluzą, bo jej zapach mnie uspokaja. Ania na pewno powiedziała o tym Liam'owi, a ten Zayn'owi. Nie wiedziałam jednak o jego złym stanie psychicznym. Dlaczego miałby być nieszczęśliwy z mojego powodu? Przecież w ogóle nie powinien zwracać na mnie uwagi, nie jesteśmy parą.
Dlaczego więc ty to robisz? Ciągle o nim myślisz, rozpamiętujesz, nie potrafisz nawet wyrzucić tej bluzy- odezwał się w mojej głowie cichy głosik.- Udajesz, że wcale cię nie obchodzi, a wciąż na niego czekasz. Każdy telefon, sms, dzwonek do drzwi to nadzieja, że to on. Chociaż chcesz, nie potrafisz o nim zapomnieć.
Tak, to prawda. Ale chcę zapomnieć, pragnę tego ze wszystkich sił. Nie chcę już być od niego zależna, nawet w takim sensie. Chcę się od niego uwolnić, wyleczyć, by móc z wolnym sercem i umysłem ruszyć dalej, a nie bezustannie wracać do przeszłości. Nie mam już sił, by go dalej kochać.
-...pomożesz mi wybrać, okej? Bo nadal nie mogę się zdecydować, które buty założyć, nie chcę źle wyglądać. Dobra?- usłyszałam głos Ani, który wyrwał mnie z zamyślenia.
Podniosłam głowę, nawet nie wiedziałam, kiedy oparłam ją o chłodną szybę. Zamrugałam kilka razy powiekami, bo czułam już zmęczenie.
- Wszystko w porządku?- kuzynka pochyliła się w moją stronę i spojrzała na mnie badawczym wzrokiem.- Zaraz będziemy na miejscu.
- Tak, jestem tylko trochę śpiąca, a jest dopiero 16:00- wymusiłam na sobie uśmiech.- Pomogę ci wybrać, będziesz wyglądać bosko, Liam padnie z wrażenia.
- Ha-ha, śmiej się dalej- burknęła, wróciwszy na swoje miejsce.
Z powrotem wyjrzałam przez okno, by zobaczyć znany widok zatłoczonych, londyńskich ulic, które teraz pokrywała warstwa śniegu. Biały puch padał nieustannie z nieba,  chociaż słońce świeciło wyjątkowo jasno. Po chwili samochód skręcił w centrum i znaleźliśmy się na Trafalgar Square. Ogromny plac wyglądał prosto jak z bajki cały pokryty pierzastą kołderką, a wszechobecne świąteczne ozdoby dawały efekt niczym z kartki bożonarodzeniowej. Ponownie skręciliśmy w boczną uliczkę, by stanąć przed kilkupiętrowym, ekskluzywnie wyglądającym budynkiem.
- O rany! To prawdziwy Corinthia Hotel!- zawołała Ania i przecisnęła się obok mnie. Dała mi kuksańca w bok z rozemocjonowania.- Nie wierzę, że tutaj będziemy!
Nie zdążyłam jej odpowiedzieć, bo drzwi mini-limuzyny tworzyły się i boy hotelowy podał mi rękę. Kuzynka rzuciła mi znaczące spojrzenie, a potem przyjęłam dłoń młodego, przystojnego bruneta, by wysiąść z auta.
- Welcome in Corinthia Hotel London- perfekcyjny brytyjski akcent boya rozbrzmiał, zanim podał rękę Ani.
Ta wysiadła z gracją brytyjskiej królowej i zaczęła wpatrywać się w budynek. W tym czasie dwóch pozostałych młodzieńców wyciągnęło nasze bagaże na lśniący wózek.
- Proszę za mną, pokoje już na panie czekają- brunet lekko nam się skłonił i poprowadził nas prosto do przestrzennej, wyglądającej równie bogato jak reszta hotelu, recepcji.
Młoda, śliczna blondynka z włosami uczesanymi w gładkiego koka poderwała się na nasz widok ze swojego krzesła za wysokim kontuarem z mahoniowego drewna.
- Witamy w Corintha Hotel London. Jesteśmy zaszczyceni, mogąc panie u nas gościć- posłała nam miły, firmowy uśmiech. Przesunęła ku nam papiery wraz z długopisem.- Proszę tutaj złożyć swój podpis i od razu będą mogły panie pójść do swoich pokoi.
Zrobiłyśmy to, o co nas poprosiła, więc po chwili jechałyśmy windą na górę do naszych sypialni. Oczywiście, towarzyszyli nam boy'e z bagażami. Zostałyśmy zaprowadzone do pokojów i okazało się, że jesteśmy prawie na przeciwko siebie. Brunet, który pomagał nam wysiąść z samochodu, otworzył drzwi kartką, a następnie przepuścił mnie, abym mogła wejść przodem.
Powoli weszłam do środka, rozglądając się po prostokątnym korytarzu. Już tutaj widać było wysoką klasę sypialni. Ściany pomalowano białą farbą i powieszono ogromne lustra ze światełkami przy brzegach. Podłogę pokrywał miękki, puszysty dywan, po prawej stronie stały dwa fotele obite beżowym perkalem, szklany stolik. Po przeciwnej stronie, obok szafy na płaszcze, we wnęce znajdowała się mała biblioteczka. Powoli przeszłam wgłąb pomieszczenia, gdzie znajdował się salon z dwoma skórzanymi kanapami, kilkoma fotelami, mnóstwem kwiatów w wazonach, uroczymi, małymi lampkami z witrażami w abażurach i  otoczonym jasnym marmurem kominkiem, w którym płonął ogień. Na przeciwko mnie znajdowały się duże, ręcznie malowane szklane drzwi. Weszłam po 5 małych stopniach i otworzyłam je. Znalazłam się w przestronnej sypialni z ogromnymi oknami z widokiem na Trafalgar Square. Dwuosobowe łóżko stało pośrodku pokoju na białym dywanie, a na posłanym narzutą posłaniu znajdował się stos poduszek. Po prawej stronie zobaczyłam mały kącik wypoczynkowy z kwiatami oraz drzwi do garderoby. Po lewej stronie pomieszczenia były drzwi do łazienki, a obok nich postawiono toaletkę, otoczoną lustrami sięgającymi od drewnianej podłogi do śnieżnobiałego sufitu.
- Oto pani bagaże. Gdyby czegoś pani potrzebowała, proszę zadzwonić na recepcję, telefon z wykazem numerów znajduje się w salonie- boy postawił moją walizkę i plecak obok wejścia do garderoby. Ponownie się skłonił, a potem wyszedł, wyprowadzając również wózek.
Podeszłam do okien, by móc nacieszyć się panoramą miasta. Latarnie zaczynały już świecić, słońce prawie całkowicie schowało się za linią horyzontu i opadłam leciutko plecami na łóżko. Poczułam kolejną falę zmęczenia, naprawdę potrzebowałam odpoczynku po podróży. Usłyszałam pukanie do drzwi, jednak nie miałam ochoty wstawać, bo wiedziałam, że to Ania.
-Wejdź!- zawołałam, rozkoszując się niesamowitą wygodą posłania.
- Tutaj jest jak w niebie, nigdy nie wyjdę z mojego pokoju!- pisnęła kuzynka i podniosłam głowę, by zobaczyć jak przybiega do sypialni.- Woah, niezły masz apartamencik. Śmiem twierdzić, że nawet lepszy od mojego!- zawołała, opadając na łóżko obok mnie.
Leżałyśmy w ciszy i napawałyśmy się naszym nieprawdopodobnym szczęściem. To było takie nierealne: my, dwie przeciętne dziewczyny, w 5 gwiazdkowym hotelu w Londynie, w którym jutro odbędzie się premiera książki, a my bierzemy w niej udział.
-Olga- odezwała się nagle poważnym tonem kuzynka- gratuluję ci pobytu tutaj.
Wyciągnęła do mnie w powietrzu rękę, bo wciąż leżałyśmy na łóżku, a ja uścisnęłam ją mocno.
- Anno, ja tobie również gratuluję. Coś nam jednak w życiu wyszło- powiedziałam, naśladując jej ton.
Roześmiałyśmy się głośno i nie mogłyśmy przestać. Dopiero po kolejnych kilku minutach, Ania podniosła się z westchnieniem.
- Musimy zadzwonić do domu, że dotarłyśmy i wszystko jest okej.
- Jestem zmęczona, muszę się zdrzemnąć. Mogłabyś zadzwonić za mnie, ładnie proszę?- zapytałam z miną szczeniaczka.
- Dobra, ale ustaw sobie budzik, bo o 19 musisz coś zjeść, żeby wziąć tabletki, pamiętaj- popatrzyła na mnie uważnie.
- Dobrze, mamo- jęknęłam przeciągle.
Wstałam, by odprowadzić kuzynkę i zamknąć za nią drzwi. Nie zdążyłam jednak nawet wyjść z sypialni, bo pukanie rozległo się ponownie. Ania była już przy drzwiach, więc spytała głośno:
- Who's there?
Nikt nie odpowiedział i spojrzała na mnie przez ramię ze zmarszczonym czołem. Kiwnęłam głową, stojąc oparta o framugę wejścia do salonu, toteż dziewczyna powoli otworzyła drzwi. Za nimi, na korytarzu stał wysoki, dobrze zbudowany chłopak z brązowymi włosami ułożonymi w quiffa. Czerwona koszula w kratę opinała jego wyrzeźbione mięśnie, a czarne spodnie przylegały do nóg. Uśmiechnął się do Ani, która przez sekundę znieruchomiała. Potem wydała z siebie głośny pisk radości i rzuciła się Liam'owi na szyję.
- Liam! Tęskniłam za tobą!- zawołała, kiedy Payne chwycił ją mocno w pasie i zaczął nią obracać w ciasnym uścisku.
- Ja za tobą też, kochanie- zaśmiawszy się, odstawił ją na podłogę, a potem odgarnął jej włosy za ucho.- Prawie zapomniałem, jak piękna jesteś- powiedział, składając czuły pocałunek na jej czole.
Nie widziałam twarzy kuzynki, ale mogę przysiąc, że była czerwona jak piwonia. Przygarnął ją jeszcze raz do siebie, a Ania wtuliła się w jego klatkę piersiową. Uśmiechnęłam się szeroko, dałam im jeszcze chwilę, potem głośno odchrząknęłam.
Payne podniósł głowę i kiedy napotkał mój wzrok, posłał mi szeroki uśmiech. Też za tobą tęskniłam.
- Olga! Chodź tutaj, niech cię uściskam!- powiedział z nadal wyszczerzonymi zębami.
Ania odsunęła się, więc po chwili ja też utonęłam w ogromnych ramionach Liam'a.
- Dobrze cię widzieć, mała- odsunęliśmy się od siebie i od razu złapał dłoń Ani, na co posłałam jej krótkie spojrzenie: "Tylko przyjaciele, tak?".
- Ciebie też- odwzajemniłam uśmiech, tym razem naprawdę szczerze. Zmierzyłam chłopaka wzrokiem.- Ktoś tutaj nieźle przypakował, odkąd widzieliśmy się ostatnim razem. Aż miło popatrzeć- puściłam im oczko, na co roześmiali się.
Cudownie było widzieć ich razem. Wręcz promieniowali dobrą energią, nie mogli się sobą nacieszyć, ciągle się dotykali. Tworzyli świetną parę, ci "tylko przyjaciele".
- Chcesz- Chcesz wyjść z nami na kolację?- zaproponował Liam, gdy Ania poszła się szybko odświeżyć do swojego pokoju.- Wybieramy się do włoskiej restauracji, w jednej podają genialne pasty.
- Nie, dziękuję. Muszę się przespać, dosłownie padam z nóg, odpowiedziałam.
Przez przypadek wyrwało mi się nawet małe ziewnięcie, na co chłopak stwierdził, że się zbiera i nie będą już mi przeszkadzać. Przytulił mnie jeszcze raz na pożegnanie.
- Bawcie się dobrze!- powiedziałam, mocno oddając uścisk.
- Dzięki, tak właśnie zamierzamy- odparł Payne z szerokim uśmiechem.
Miał już odejść, gdy nie potrafiłam się powstrzymać i zapytałam go prosto z mostu:
- Czemu nie będziecie po prostu razem? Przecież widać po was na kilometr, że to coś więcej niż przyjaźń.
Liam zawahał się przez chwilę, a potem odwrócił przodem do mnie. Zagryzł wnętrze policzka, mówiąc:
- Ja bardzo tego chcę, ale Ania mówi, że nie chce mnie ograniczać, a związek na taką odległość nie ma sensu.
Zrobiło mi się go żal, wyraźnie go ta sprawa nurtowała.
- Myślę, że ona też tego chce, ale boi się po prostu zaangażować. Nie chce cię ewentualnie stracić jako swojego chłopaka, woli utrzymać to w ramach przyjaźni, bo czuje się w ten sposób bezpieczniej. Pokaż jej, jak bardzo ci na niej zależy, że jeśli oboje tego chcecie, to się to uda.
Sama nie wiem, skąd przyszło mi to do głowy i dlaczego to powiedziałam. Byłam jednak pewna, iż to 100% prawda, bo znałam kuzynkę od najmłodszych lat. Umiałam już ją przejrzeć.
- Naprawdę tak sądzisz?- zapytał Liam z nadzieją w głosie. Wyglądał naprawdę słodko, gdy tak się o nią martwił.
- Gdyby było inaczej, to bym tego nie powiedziała- roześmiałam się i poczochrałam mu włosy, powodując uśmiech na jego twarzy.- Teraz idź do niej, bądź z nią szczęśliwy, a jak jej włos z głowy spadnie, to znajdę cię nawet na Grenlandii!
Pomachawszy mu na odchodne, patrzyłam, jak znika w pokoju na przeciwko. Sama zamknęłam drzwi, skierowałam się do sypialni, wyłączając po drodze światła. Zgarnęłam stos poduszek na drugą stronę łóżka, wzięłam błyskawiczny prysznic i ubrawszy za dużą, męską bluzę, weszłam pod kołdrę, by prawie natychmiast zasnąć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
myśleć nad zakończeniem przez 2 miesiące, a potem nie wyrobić się w jednym rozdziale i napisać wszystko inaczej- oto ja

dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, nie mogę uwierzyć
kocham Was wszystkich bardzo mocno <3

P.S. Czy właśnie stuknęło 33,00 wyświetleń?! WZYWAJCIE KARETKĘ!

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 25. część 1.

powrót do narracji Olgi


  Siedziałam w małej poczekalni na plastikowym krzesełku ze spuszczoną głową i zamkniętymi oczyma. Oprócz kilku innych siedzeń, stolika i wyrośniętego fikusa w porcelanowej doniczce nie było tutaj nikogo. Panowała zupełna cisza, przerywana jedynie odgłosami wciskanych przycisków klawiatury przez recepcjonistkę. Ściskałam w dłoniach zniszczony dziennik z czarną okładką, przesuwając opuszkami palców po jego stronach.
- Zapraszam.
  Drzwi na końcu korytarza otworzyły się, a w nich stanęła Elżbieta Karasek, kobieta w średnim wieku, z blond włosami upiętymi z tyłu w kok, niebieskimi oczami i okularami na czubku nosa. Uśmiechnęła się do mnie i gestem zaprosiła mnie do środka.
- Dzień dobry- powiedziała, kiedy usiadłam w gabinecie, a ona zajęła miejsce po drugiej stronie biurka.- Jak się czujesz?
- Trochę lepiej- odpowiedziałam, nadal trzymając książeczkę w ręku.- Ostatnie szwy zdejmują mi w przyszłym tygodniu.
- To dobrze, cieszę się- podeszła do okna, by je zamknąć i przez chwilę wyglądała na zewnątrz.- Za trzy tygodnie święta, a śniegu nadal nie ma- to mówiąc, ponownie usiadła w fotelu.
  Wyjęła białą teczkę, na której błysnęło mi moje nazwisko.Patrzyłam, jak wyciągnęła z niej kilka kartek i przegląda je.
- Co u twojej mamy?- zapytała.
- Wszystko dobrze. Nadal się martwi, ale już nie dzwoni do mnie co pięć, kiedy gdzieś wychodzę- westchnęłam, zakładając pasemko włosów za ucho.
- Cóż, dla niej to również był ogromny szok i wysiłek. Myślę, że niedługo wszystko wróci do normy. Psychiatra wspominał o powolnym odstawianiu leków w najbliższym czasie, więc niedługo nie będziesz musiała łykać tych wszystkich tabletek. Będzie dobrze- mrugnęła do mnie, w ten sposób chciała dodać mi otuchy.
- Jasne- mruknęłam, siląc się na uśmiech.
- Możemy zaczynać?- ułożyła plik kartek na podkładce, a potem popatrzyła na mnie pytająco.- Przyniosłaś dzienniczek? Wiesz, jakie to ważne, aby pozbyć się wszystkich złych wspomnień i emocji. Musisz być szczera.
- Oczywiście- odparłam, spoglądając za okno na znajome widoki.

*                                       *                                  *

I guess I wanted you to believe / Myślę, że chciałem, abyś uwierzyła
That nothing really mattered to me / To naprawdę nie miało dla mnie znaczenia
I told myself that if you were gone / Powiedziałem sobie, że jeśli byś odeszła
I'd just carry on / Robiłbym swoje

  Nuciłam pod nosem piosenkę, sprzątając swój pokój. Skończyłam właśnie składać świeżo uprane ubrania. Złożyłam męską bluzę, która służyła mi jako piżama, i na chwilę przytuliłam ją do policzka. Był już 22 grudnia 2013 r., dwa dni do wigilii. Wyjrzałam przez okno, by popatrzeć na leniwie spadające płatki śniegu. Zastanawiałam się, skąd znam tę piosenkę, której nigdy wcześniej przed tym wszystkim nie słyszałam. Kiedy obudziłam się w szpitalu, już była w mojej głowie i pozostała przez te kilka miesięcy, aż do dzisiaj. Nie wiedziałam dlaczego, ale była mi bliska, przynosiła  poczucie bezpieczeństwa, poczucie, jakby On był ze mną.
Stop, nie wolno ci o Nim myśleć. Psycholog zabroniła, ale mimo woli przez cały ten czas, zastanawiałam się, gdzie jest, co robi. Czy o mnie pamięta. Wiedziałam jedynie, iż są teraz w Azji, bo rozmawiali o tym, kiedy jeszcze z nimi byłam. Powinni niedługo wrócić, w końcu święta. Pani Karasek próbowała, dla mojego dobra, zatrzeć o Nim wspomnienie, ale się nie udawało, mimo zakazu zdobywania informacji o zespole, nawet tak prozaicznych, gdzie teraz występują. Lecz nie mogłam zapomnieć o pobycie z Nim w Anglii. A może nie chciałam.
  Potrząsnęłam głową, wyrywając się z zamyśleń. Włączyłam głośno radio, aby zagłuszyć powtarzającą się w moich myślach piosenkę i wróciłam do porządkowania sypialni. Chociaż wydawała mi się czystym pomieszczeniem, całą pracę skończyłam dopiero po trzech godzinach. Westchnąwszy, odgarnęłam włosy z czoła, a potem zeszłam na dół dalej pomagać mamie w przygotowywaniu potraw.
- Co mam robić?- zapytałam, wchodząc do kuchni i podwijając rękawy. Całe pomieszczenie wypełniały zapachy i unosząca się z naczyń para.
- Już skończyłaś sprzątanie?- babcia odwróciła się do mnie znad sałatki.
- Tak, wreszcie skończyłam- podeszłam do mamy i skubnęłam kawałek ciasta, które przed chwilą zrobiła.
- Łapy przy sobie- zawołała, trącając moją dłoń.- Możesz robić pierogi, jak nie masz się czym zająć.
- Jasne- odpowiedziałam, ponownie próbując ciasta, za co zarobiłam klepnięcie w tyłek, ale tylko się roześmiałam.
  Godzinę później, śpiewałam razem z mamą angielskie świąteczne piosenki, kiedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Popatrzyłyśmy po sobie, bo żadnej z nas nie chciało się iść otworzyć.
- Idź, mamo. Ja mam mokre ręce od zmywania- powiedziałam, udając bardzo pochłoniętą myciem miski.
- Ty idź, ja mam ręce w cieście- odpowiedziała mi i nie przerywała wałkowania ciasta.
- Nie, ty.
- Nie, ty.
- Nie, ty- odwróciłam się, a potem oparłam o blat, gdy po moich rękach ściekały strużki wody.
- Nie, ty i to raz-dwa!- rzuciła mi spojrzenie przez ramię.
  Wypuściłam głośno powietrze i wytarłam ręce w ściereczkę. Bardzo powoli przeszłam do przedpokoju i otworzyłam wejściowe drzwi. Na schodkach zobaczyłam znanego mi pana listonosza, który trzymał w ręku małą paczkę, a na niej podkładkę i długopis.
- Już myślałem, że nikt mi nie otworzy- powiedział, tuptając nogami.- Paczka dla pani Olgi. Przebyła długą drogę, więc na pewno zmarzła.
  Wyciągnął w moją stronę podkładkę i długopis, bym złożyła podpis. Zignorowałam jego znaczące słowa, podpisałam się, z ciekawością zerkając na płaski pakunek.
- Dziękuję i proszę- zabrał rzeczy, a potem podał mi przesyłkę.- Wesołych świąt!- dorzucił, kłaniając mi się ze zdjętą czapką i szybkim krokiem ruszył do swego samochodu.
- Wesołych- odpowiedziałam.
  Odwróciłam w dłoniach paczkę. Miała kilka znaczków pocztowych, z pewnością nie polskich. Moje dane i adres wydrukowano, a potem przyklejono.
- Hmm...- mruknęłam, zamykając drzwi.
- Kto to był?- usłyszałam z kuchni krzyk mamy.
- Listonosz, przyniósł mi jakąś paczkę. Sprawdzę tylko, co to jest i zaraz wracam- powiedziałam, zaglądając do kuchni.
- Okej.
  Weszłam po schodach na piętro, by wejść do swojego pokoju. Po drodze pogłaskałam mojego biało-rudego kota, Precla. Usiadłam przy biurku w obrotowym fotelu i zabrałam się za odpakowywanie pakunku. Nie był ciężki, dlatego robiłam to ostrożnie, bo nie chciałam uszkodzić tego, co się w nim znajdowało. Odwinęłam ostatnią warstwę folii bąbelkowej i wydałam z siebie zduszony krzyk. Moim oczom ukazało się czarno-białe pudełko na płytę z czerwonym napisem MIDNIGHT MEMORIES.
Znieruchomiałam na chwilę, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Powoli przejechałam opuszkiem palca po okładce ze zdjęciem One Direction. Przecież to niemożliwe. Pamiętam, że premiera płyty miała być dopiero po świętach. Nigdzie w sklepach jeszcze jej nie ma. Więc skąd..., przemknęło mi przez myśl i natychmiast chwyciłam część opakowania, gdzie widniały znaczki pocztowe. Przedstawiały twarz kobiety z koroną na głowie, zwróconej profilem. Na brzegach biegł prawie niewidoczny napis United KingdomTo niemożliwe.  Przecież oni nie mogli mi tego wysłać.
  Wzięłam z powrotem pudełko na płytę do rąk, a potem otworzyłam je ostrożnie. W środku znajdowała się płyta, a po lewej przylepiono małą karteczkę z napisanymi cyframi 18. Szybko włączyłam leżącego na biurku laptopa, wciąż nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Oni są w Azji, nie mogli mi niczego wysłać. Zawahałam się chwilę, wiedząc, że nie powinnam tego robić, i zalogowałam się na Twittera. Chcę się tylko upewnić, że nadal są w trasie, usprawiedliwiłam się sama przed sobą, wpisując w wyszukiwarkę słowa @zaynmalik. Drżącą ręką kliknęłam na jego profil. Wzięłam głęboki oddech, kiedy moim oczom ukazało się jego zdjęcie i wszystkie tweety. Oderwałam wzrok od ikonki. Przesunęłam w dół jego tweety, ale znalazłam jedynie krótką informację, że jutro wyruszają do Azji. Chciałam już zamknąć Twittera, gdy w oczy rzucił mi się jeden wpis:
 It's once default, and two in reverse / Jeden krok do przodu, a dwa do tyłu

  To cytat z tej piosenki. Tej, którą nie wiadomo skąd pamiętam. Skąd on ją zna? Czy znam ją dzięki niemu? Ale w jaki sposób?A może to znak? Może on nadal mnie kocha? Może o mnie nie zapomniał? Poczułam zbierające się w oczach łzy i natychmiast wyłączyłam przeglądarkę. Zayn ma Perrie, swoją dziewczynę, zbeształam się w myślach. Kto chciałby jakąś zwykłą dzieczynę, zamiast światowej sławy piosenkarki? Właśnie. Nikt.
  Przetarłam oczy, chcąc o tym zapomnieć. Wyjęłam płytę z opakowania i włożyłam na wysuniętą z laptopa płytkę. Popchnęłam ją i czekałam. Czułam wariujące w piersi serce. Po chwili włączyła się pierwsza piosenka, którą, zgodnie z lista umieszczoną z tyłu opakowania, było BEST SONG EVER. Po kilku taktach od razu mi się spodobała, wesoła i skoczna, ale popatrzyłam na karteczkę i przesunęłam wskaźniczek na ekranie lapotopa do miejsca, gdzie zaznaczony był początek 18 piosenki. Drżałam, czekając na muzykę. Jednak zamiast niej, usłyszałam dziwne trzaski, a po chwili w pokoju rozległ się męski głos. Wiedziałam, że skądś znam ten angielski głos i po chwili rozpoznałam menadżera zespołu, Paula Higginsa.
-... więc wszystko mamy już uzgodnione. Jedziecie pojutrze i wracacie 21 grudnia.
- Potwierdzili już wszystkie noclegi w hotelach?- zabrzmiał inny głos i natychmiast rozpoznałam w nim głos Liama. Mój żołądek wykonał podwójne salto.
- Tak. Kwestie bezpieczeństwa też już znają- ponowił Paul.- I chciałbym przypomnieć, że wychodzenie w nocy z hotelu, żeby iść do Subway'a, nie jest dobre. Jasne, Niall?
- Ta- wymamrotał ktoś cicho, a ja zadrżałam, słysząc głos Horana. Usłyszałam szelest kartek i Higgins znowu przemówił:
- Po świętach wychodzi nowa płyta, a pod koniec miesiąca jest premiera nowej książki. Teraz tylko musimy oficjalnie zapisać, kto jest autorem jakiej piosenki z albumu i rozliczyć się z twórcami. To od początku: Best song ever...
  W tym miejscu głos na chwilę się urwał i widocznie ktoś pominął fragment rozmowy, bo kiedy rozległ się ponownie, był już troszkę ochrypły:
I ostatnie, Half A Heart, i oczywiście wspaniała robota Zayna, który sam wszyst...
- Nie chcę być wpisany jako autor- usłyszałam czyjś cichy głos i zamarłam. To był Zayn.
- Słucham?- zapytał Paul.
- Nie chcę być wpisany jako autor- powtórzył Malik, tym razem głośniej i pewniej.
- Co? Ale dlaczego? Ta piosenka jest świetna.
Nie chcę, jasne?- głos chłopaka zabrzmiał ostrzej.
To kogo w takim razie mam wpisać, co?- prychnął menadżer.
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Wpisz Lindy Robbins, Steve'a Robsona, Eda Drewetta też możesz. Byle nie mnie.
Ale...- zaczął Higgins, ale Zayn znowu mu przerwał.
- Paul, proszę. Naprawdę.
   Po tych słowach nagranie urwało się. Myślałam, że to już koniec. Nie mogłam nic z siebie wydobyć, siedziałam jak sparaliżowana, zszokowana tym, co usłyszałam. Wtedy z głośników laptopa wydobyły się ciche dźwięki gitary i 18. piosenka się rozpoczęła od śpiewu Liama:

So your friends been telling me / Więc twoi przyjaciele mówili mi, że
You've been sleeping with my sweater / Sypiasz w moim swetrze

  Zakryłam sobie usta dłonią, by nie krzyknąć. Przypomniałam sobie o Jego bluzie, która służyła mi za piżamę. 
To niemożliwe.
And that you can't stop missing me / I nie możesz przestać za mną tęsknić
Bet my friends been telling you / Założę się, że moi przyjaciele mówili Ci, że
I'm not doing much better / Nie radzę sobie dużo lepiej
'Cause I'm missing half of me / Ponieważ brakuje mi połowy siebie

  W oczach ponownie zakręciły mi się łzy, kiedy nagle usłyszałam śpiew Zayna:

And being here without you / I będąc tu bez ciebie
It's like I'm waking up to / To tak jakbym budził się dla
Only half a blue sky / Tylko połowy niebieskiego nieba
Kinda there but not quite / Trochę tam, ale nie całkiem
I'm walking 'round with just one shoe / Spaceruję tylko z jednym butem
I'm a half a heart without you / Jestem połową serca bez Ciebie
I'm half the man, at best / W najlepszym wypadku jestem połową człowieka
With half an arrow in my chest / Z połową strzały w mojej klatce piersiowej
I miss everything we do / Tęsknie za wszystkim, co robimy
I'm a half a heart without you / Jestem połową serca bez Ciebie

To niemożliwe, myślałam, gdy zaczęła się zwrotka Louisa:

Forget all we said the night / Zapomnij o wszystkim, co powiedziałem tej nocy
No it doesn't even matter / Nie, to nawet nie ma znaczenia
Cause we both got split in two / Bo oboje jesteśmy podzieleni na pół

Tamta noc. Kiedy ze sobą zerwaliśmy.
To niemożliwe, powtarzałam cały czas, kiedy Zayn znowu zaczął śpiewać:

If you could spare an hour or so / Jeśli mogłabyś poświęcić godzinę lub więcej
We'll go for the lunch down by the river / Poszlibyśmy na lunch nad rzekę
We could really talk it through / Naprawdę moglibyśmy to omówić

Nasza randka. Spacer wzdłuż Tamizy i obiad w restauracji nad tą rzeką.

And being here without you / I będąc tu bez ciebie
It's like I'm waking up to / To tak jakbym budził się dla
Only half a blue sky / Tylko połowy niebieskiego nieba
Kinda there but not quite / Trochę tam, ale nie całkiem
I'm walking 'round with just one shoe / Spaceruję tylko z jednym butem
I'm a half a heart without you / Jestem połową serca bez Ciebie
I'm half the man, at best / W najlepszym wypadku jestem połową człowieka
With half an arrow in my chest / Z połową strzały w mojej klatce piersiowej
I miss everything we do / Tęsknie za wszystkim, co robimy
I'm a half a heart without you / Jestem połową serca bez Ciebie

Though I try to get you out of my head / Choć próbuję wydostać cię z własnej głowy 
The truth is I got lost without you / Prawda jest taka, że bez ciebie się gubię
And since then I've been waking up to / I od tego czasu budzę się dla

 Ten tweet. Ten fragment piosenki. "Jeden krok do przodu, a dwa do tyłu".

Only half a blue sky / Tylko połowy niebieskiego nieba
Kinda there but not quite / Trochę tam, ale nie całkiem
I'm walking 'round with just one shoe / Spaceruję tylko z jednym butem
I'm a half a heart without you / Jestem połową serca bez Ciebie
I'm half the man, at best / W najlepszym wypadku jestem połową człowieka
With half an arrow in my chest / Z połową strzały w mojej klatce piersiowej
I miss everything we do / Tęsknie za wszystkim, co robimy
I'm a half a heart without you / Jestem połową serca bez Ciebie

Without you, without you / Bez ciebie, bez ciebie
Half a heart without you / Połową serca bez ciebie
Without you, without you / Bez ciebie, bez ciebie

I'm half a heart without you / Jestem połową serca bez ciebie

  Piosenka skończyła się, a po moich policzkach co chwilę pojawiały się nowe ślady łez.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak więc oto pierwsza część ostatniego rozdziału tego opowiadania. Chciałam ją dodać jeszcze przed wigilią, druga część, czyli zakończenie całej historii, niebawem.
Chciałabym Was już teraz poprosić, ponowię tę prośbę, alby każdy, kto czytał to opowiadanie, teraz, za rok, czy nawet za 5 lat, aby dodał komentarz. Może to być jedno słowo, może być ich kilkadziesiąt, chciałabym tylko wiedzieć, ilu z Was zawędrowało na tego bloga i przeczytała tę historię.
Chciałabym również życzyć Wam z okazji Świąt Bożego Narodzenia dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, góry fantastycznych prezentów pod choinką, rodzinnej atmosfery, wspaniałego sylwestra i aby nadchodzący 2015 rok był dla Was jak najlepszy.
Wesołych Świąt!
Szablon by S1K